Tak, byłam wściekła.
Zastanawiałam się, czy Artur jest aż tak dobrym aktorem, czy może po prostu moja
miłość wcale nie jest tak silna jak myślałam? Zawahałam się na chwilę, ale
zaraz się skarciłam za to.
Nie, to niedorzeczne.
Oczywiście, że jest silna. Przecież ja kocham go ponad wszystko inne. Ponad
własne życie. On jest moim spełnieniem marzeń, ostoją, rajem na ziemi. Jest
moim życiem. Na litość Boską, przecież mamy się pobrać! Gdy tylko to wszystko
się skończy, udowodnię mu to, pokażę moją miłość, mojemu Aniołowi.
Spojrzałam na swoją
lewą dłoń, na pierścionek. Tylko on dodawał mi w tej chwili nadziei, był jak obietnica lepszego jutra i tylko on
trzymał mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Inaczej już dawno bym oszalała. A
może już to zrobiłam? Jedno jest pewne. Musiałam się stad wydostać i to jak
najszybciej.
Krążyłam po pokoju w
tę i z powrotem, próbując wykrzesać z siebie, choć odrobinę mocy, która
pomogłaby mi się stąd wydostać. Ale chyba nie byłam wystarczająco
zdeterminowana, bo nic się nie działo. Zawsze potrzebowałam do tego jakiegoś
bodźca. No, ale do prawdy, czy porwanie, uwięzienie i grożenie zarówno mi, jak i
miłości mojego życia, nie jest wystarczającą motywacją? W takim razie, co jest?
Już dawno wydeptałam
ścieżkę w podłodze, co raz bardziej wściekając się na siebie. Dlaczego muszę
być taka bezużyteczna?! I jak niby mam uratować świat, skoro nawet siebie nie
potrafię?
- Tęskniłaś? – na dźwięk tego głosu, aż podskoczyłam, Artur
zaśmiał się. Pojawił się w pokoju znikąd i jak zwykle bez ostrzeżenia.
Odwróciłam się w jego stronę. Leżał wygodnie rozłożony na łóżku i uśmiechał się
przepięknie.
- Czego chcesz? – spytałam chłodno i na powrót odwróciłam
się do niego plecami.
- Oj, nie bądź taka. Chyba mi nie powiesz, że ci tutaj źle?
– powiedział, teatralnie udając zdziwienie. Naprawdę był dobrym aktorem, ale
kolejny raz nie dam mu się zwieść. Spojrzałam na niego przez ramię. Ah, gdyby
tylko spojrzenie mogło zabijać. – No tak, wolałabyś widzieć kogoś innego na
moim miejscu, prawda? – nie odpowiedziałam, więc wstał, podszedł do mnie i
jedną ręką objął od tyłu w tali, a drugą zgarnął włosy na jedno ramię,
odsłaniając moją szyję. Pochylił się i wyszeptał – Ja ci nie wystarczam? – zadrżałam.
Ta zabawa sprawiała mu niewysłowioną przyjemność. Pocałował mnie w szyję. –
Mogę zapewnić ci znacznie więcej wrażeń. Lepszych wrażeń – prawie mruczał jak
kot.
- Nigdy nie będziesz lepszy niż on – warknęłam i wyrwałam
się mu.
Jednak byłam w
pułapce, uwięziona pomiędzy dwoma ścianami i Arturem. Przeklęłam pod nosem i wcale
się z tym nie kryłam. Powoli odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechał się, jakby
właśnie wygrał na loterii. Przystąpił krok do przodu, wpychając mnie w głąb
kąta, aż moje dłonie natrafiły na ścianę, jeszcze jeden krok, a odległość
dzieląca nas drastycznie zmalała.
- Naprawdę myślisz, że możesz ode mnie uciec? – zaśmiał się
szyderczo. – Zresztą, dokąd byś poszła? Wiktor już ci nie pomoże, zadbałem o to
– spojrzałam na niego niepewna jego słów, ale ten wzrok mówił wszystko.
- Kłamiesz – powiedziałam słabo, przerażona wizją, że mogłaby
to być prawda.
- Ależ skąd. Twój kochaś w końcu się zjawił, a wtedy wpadł
prosto w nasze ręce. Doprawdy myślałem, że jest mądrzejszy – cmoknął z
dezaprobatą. Ale gdy tylko jego wzrok spoczął znów na mnie, z powrotem nabrał
tej ostrości, szyderstwa i dziwnej nabożności. – Już go więcej nie zobaczysz –
zaśmiał się, a we mnie coś pękło.
Właśnie tego
potrzebowałam. Odpowiedniego bodźca. Poczułam jak coś we mnie wzbiera, jakaś
nieznana, a jednocześnie dziwnie bliska siła. Ze łzami w oczach, zacisnęłam
dłonie w pięści i uderzyłam w ścianę, a ona zaczęła pękać.
- Co do… - zaczął Artur, a ja w tym samym momencie uderzyłam
raz jeszcze i cały pokój rozsypał się niczym domek z kart. Ściany runęły z
hukiem, w końcu odkrywając przede mną miejsce mojego pobytu. Podziemia. Znowu.
Artur gotujący się z
wściekłości, przystępował właśnie do kontrataku, jednak nie pozwoliłam mu na
zrobienie czegokolwiek. Już dość. Zacisnęłam mocniej pięści, a kolejna fala
mocy uderzyła właśnie w niego. Upadł na kolana nie mogąc złapać tchu, a mimo to
wciąż uśmiechał się szyderczo. Poczułam jak po palcach zaczynają spływać mi
krople krwi, tak mocno wbijałam paznokcie w dłoń. Dziwne nawet niczego nie
poczułam. Z każda kroplą która spadła na ziemię, podziemiem wstrząsał dreszcz.
A stało się tak kilka razy. Z ostatnią na ziemię padł także Artur.
Nie obchodziło mnie,
czy jest po prostu nieprzytomny czy może nie żyje. Ktoś taki jak on zasługiwał
na śmierć. Odwróciłam się by uciec z tego miejsca, jednak przystanęłam na chwile
przerażona własnymi myślami. Co się ze mną dzieje?! Przecież ja nigdy nie
powiedziałabym czegoś takiego, nawet o największej gnidzie, a Artur
zdecydowanie nią był. I gdyby jednak zginął, było by łatwiej, choć z pewnością
jego miejsce zająłby ktoś inny. Ale ja nie byłam taka. Wróciłam więc do niego i
sprawdziłam puls. Żył. W takim razie nie odczuwałam już wyrzutów sumienia.
Zostawiłam go tam i
ruszyłam jednym z wielu ciemnych korytarzy. Wyglądały jakby zostały wykopane
przez kreta i powiększone tak, by mogli spokojnie przemieszczać się w nich
ludzie. Były też wykonane pośród skał. Szłam przed siebie w poszukiwaniu
wyjścia i Wiktora. Bo pomimo słów Artura, czułam że on wciąż żyje i jest gdzieś
tutaj. Kompletnie nie miałam pojęcia gdzie go szukać, zdałam się więc na własne
uczucia. Nie wiem też jak to możliwe, ale odnosiłam wrażenie, że z każdym
następnym krokiem przybliżałam się do niego i czułam coraz wyraźniej. Jakby
mnie wołał i podpowiadał którędy mam iść. Serce biło mi dwa razy szybciej, ale
jakby dwoma różnymi tonami. Jak gdyby w mojej piersi nie znajdowało się jedno,
lecz dwa serca. Moje i Wiktora.
Kierując się więc nie
instynktem, a uczuciem podążałam krętymi, podziemnymi korytarzami. Nagle
przechodząc jednym z nich, poczułam że to gdzieś tu, jakby Wiktor krył się za
którąś ze ścian. Oglądnęłam wszystko dookoła, ale tu nie było żadnych drzwi,
przejść, niczego. Dotknęłam dłonią skały i przesunęłam po niej badając jej
powierzchnię, aż nagle natrafiłam na jakieś wyżłobienie. Jakby na dziurkę od klucza. Zdziwiłam się,
ale też i uśmiechnęłam lekko. Ukryte drzwi. Sprytne. Próbowałam wejść, do
środka, ale oczywiście były zamknięte. Wciąż jednak byłam w bojowym nastroju,
więc łatwo wygrzebałam z siebie kolejną cząstkę mocy. Cóż, wyglądało na to, że
potrzebuję się jedynie wkurzyć, by móc ją wykorzystać. Dobrze wiedzieć.
Uderzyłam pięścią w ścianę, a ta po raz kolejny zaczęła pękać i po chwili
runęła ukazując mi wnętrze pomieszczenia, znacznie mniej przytulnego niż mój pokój.
W środku był Wiktor.
Siedział na podłodze i patrzył w dal nieprzytomnym wzrokiem. Podbiegłam do
niego przerażona i padłam tuż obok na kolana. Wzięłam jego twarz w dłonie,
zmuszając tym samym by spojrzał na mnie. I faktycznie spojrzał, ale tak nieobecnie
jakby wcale mnie nie dostrzegał. Serce ścisnęło mi się na ten widok. Co oni mu
zrobili?!
- Wiktor. Wiktor! Spójrz na mnie. To ja, Jagoda – poprosiłam
łagodnie, łamiącym się głosem. Na dźwięk mojego imienia drgnął. W końcu patrzył
i widział mnie.
- Jagoda? – głos ledwo wydobył mu się z gardła. W oczach
stanęły mi łzy.
- Zaraz cię stąd zabiorę - rozglądnęłam się czy nikt nie
nadchodzi, modląc się by w między czasie wpadł mi do głowy jakiś genialny
pomysł ucieczki.
- Jagoda – powiedział Wiktor już całkowicie przytomnym
głosem. Dopiero teraz naprawdę mnie rozpoznał. – Skąd się tu wzięłaś? Wszędzie
cię szukałem!
- Wiem, to Artur…
- Artur?! – przerwał mi wściekły, ale po jego minie widać
było, że się tego spodziewał.
- Tak, ale nim się już zajęłam – powiedziałam nieco
zawstydzona tym co zrobiłam, a raczej co chciałam zrobić.
- Co, jak?
- Rozwaliłam kawałek podziemia – wzruszyłam ramionami. Jego
wzrok wyrażał zarówno szok jak i podziw. Chwyciłam go za ręce, zmuszając tym
samym do tego by wstał. – Musimy uciekać, zaraz tu pewnie będą.
- Chodź, wiem gdzie iść – chwycił moją dłoń i pociągnął do
dziury w ścianie. Jednak najpierw przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak
mocno, że aż odebrało mi dech. – Myślałem, że cię straciłem – odetchnął z ulgą
i pocałował z taką pasją, jakby za chwilę znów miał mnie stracić.
- Nigdy bym na to nie pozwoliła.
Pocałował mnie raz
jeszcze, po czym ruszyliśmy w poszukiwaniu wyjścia. Przez chwilę ciągnął mnie
krętymi korytarzami, co rusz skręcając w inny, aż w końcu stanął przed pustą
ścianą.
- Nie rozumiem. Tu powinno być przejście – powiedział skonsternowany.
- Znam już tą sztuczkę – mruknęłam i przyłożyłam dłoń do
ściany, pękła tym razem tworząc nam półokrągłe drzwi, a nie rozsypując się
całkowicie w proch.
- Nie przestajesz mnie dziś zaskakiwać – oświadczył pełen
podziwu i chciał wciągnąć mnie w przejście. Ja jednak stałam jak wryta, nie
mogąc się przemóc by tam wejść.
- Jesteś pewien, że to, to? Wygląda jak czarna dziura, a nie
przejście – patrząc przed siebie widziałam czarny jak noc wir, który wcale nie
zachęcał, wręcz przeciwnie. Wiało z niego potwornym chłodem i jednym słowem był
przerażający.
- A czego się spodziewałaś?
Jednak nie było czasu
na zastanawianie się, bo usłyszeliśmy zbliżające się głosy. Bardzo wiele głosów
i żaden z nich nie brzmiał radośnie. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam
wyłaniającego się zza zakrętu Artura, z tym swoim wrednym uśmieszkiem na ustach.
Widząc go, aż się we
mnie zagotowało, choć nie dokładnie wiedziałam dlaczego. Znów zaczęłam żałować,
że go nie zabiłam. Czując kolejny przypływ mocy, odwróciłam się w ich stronę i
z zaciętą miną wykonałam jakiś ruch ręką, zupełnie jakbym odganiała natrętną
muchę, a sufit i ściany runęły odgradzając im drogę do nas. A sądząc po
hałasie chyba runęły nie tylko te mury, ale znacznie więcej, jak w domino. Coś
dziś strasznie lubiłam im demolować to podziemie. Zresztą przyda im się
gruntowny remont.
Jednak to mi nie
wystarczało. Miałam ochotę zakończyć to raz na zawsze. Zrobiłam nawet krok do
przodu w ich stronę, jednak Wiktor złapał mnie za ramię, a moje mordercze
zapały od razu odeszły.
- Złap mnie za rękę i pod żadnym pozorem nie puszczaj.
Wynosimy się stąd – powiedział stanowczo, a ja nie zamierzałam protestować.
Wciągnął mnie w
przerażający wir. Nie rozumiałam jednak, dlaczego mam trzymać się blisko niego. Kiedy
tylko weszliśmy do środka, usłyszałam dźwięk uderzających o siebie kamieni.
Obejrzałam się przez ramię. Wejście odbudowywało się i po chwili znikło
pozostawiając nas na łaskę ciemności.
Wiktor nie przerwanie
ciągnął mnie naprzód, nie miałam pojęcia skąd on wie dokąd iść, skoro niczego
nie widział. Ale zrozumiałam, dlaczego miałam go nie puszczać. Nagle poczułam
się obserwowana, a zaraz po tym, dotknęły mnie czyjeś dłonie. Śliskie, lepkie, potwornie
zimne i próbujące odciągnąć mnie od Wiktora. Krzyknęłam przerażona, ale mój
głos został pożarty przez ciemność. Nie słyszałam nawet własnego oddechu.
Wiktor ścisnął moją dłoń mocniej i jeszcze bardziej przyśpieszył kroku, tak że
prawie biegliśmy, ocierając się o setki cudzych, oślizgłych, dotykających,
poszturchujących i próbujący pochwycić nas, dłoni.
Nagle przed nami
pojawiło się przysłowiowe światełko na końcu tunelu. Odetchnęłam z ulgą mając
nadzieję, że to już wyjście. Jednak mocny uścisk dłoni Wiktora przypominał mi,
że nie mogę zwalniać, zwłaszcza teraz kiedy byliśmy już tak blisko, a ręce
stawały się jeszcze bardziej natarczywe.
W pewnej chwili, jedna
z nich pochwyciła mnie i pociągnęła mocno w tył. Jęknęłam i zachwiałam się
prawie upadając. Poczułam na sobie jeszcze więcej dłoni, cuchnących oddechów,
spojrzeń, słyszałam złowrogie szepty. Wydawało mi się, że chcą rozszarpać mnie
na strzępy. Wciąż jednak uparcie trzymałam dłoń Wiktora, byłam pewna, że w tej
chwili przeklina pod nosem. I wtedy usłyszałam w swojej głowie głos. Nakazywał
mi zamknąć oczy. Posłuchałam go. A gdy tylko to zrobiłam, uderzyła we mnie
ogromna jasność, tak że musiałam zacisnąć powieki jeszcze mocniej. Ale wtedy ona
znikła i poczułam na tali znajome ręce, Wiktor obejmował mnie i znów prowadził
przed siebie. Nie odważyłam się jednak otworzyć oczu, póki twarzy nie
oświetliły mi promienie słoneczne. A gdy to zrobiłam, znajdowaliśmy się już na ogromnej
polanie za naszym drewnianym domkiem. Oboje padliśmy na trawę zmęczeni.
- Co to było? – spytałam ciężko oddychając i próbując
wtłoczyć jak najwięcej tlenu do płuc. Wciąż czułam na sobie te paskudne dłonie,
aż ciarki przebiegły mi po plecach.
- Czyściec – odpowiedział. Zdążył już dojść do siebie, a ja
nadal nie mogłam opanować drżenia rąk. Dodatkowo jego słowa wcale mi nie
pomogły. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Żeby przejść ze świata
umarłych, do świata żywych musisz przejść przez czyściec. A kto się tam zgubi,
zostaje – przerwał na chwilę, jakby zastanawiając się, czy aby na pewno powinien
to powiedzieć – pożarty.
Wpatrywałam się w
niego w osłupieniu. Ale jak to, pożarty?! Czyli że o mały włos nie zostałam
karmą dla dusz? No pięknie.
- Teraz pozwolisz, że ja zapytam. Co to było tam na dole? –
o nie, zdenerwował się.
- Ale o co ci chodzi? Konkretnie?
- Jagoda. Ty nie potrafisz używać mocy od tak, a właśnie
rozwaliłaś z połowę podziemia i na dodatek chciałaś ich tam wszystkich
wymordować – spojrzał na mnie twardo, podkreślając dobitnie ostatnie słowa.
- Przecież ja wcale tego nie chciałam, nie wiem co się stało
– wzruszyłam ramionami. – Po prostu czułam, że muszę – chyba nie poprawiałam
swojej sytuacji, zwłaszcza że wcale nie brzmiałam jakbym czegokolwiek żałowała.
A przecież naprawdę tego nie chciałam.
- Czułaś, że musisz? – powtórzył. Chyba był w jeszcze
większym szoku niż ja.
- Przecież ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła –
poprawiłam się, zaraz przybierając nieco bardziej przepraszający ton. – Umyślnie
– dodałam. Wiktor westchnął ciężko, próbując przetrawić to co mu powiedziałam, ale
w końcu przytulił mnie.
- Wiem i dlatego nie mogę zrozumieć co się z tobą tam stało.
- Nie wiem – w oczach stanęły mi łzy.
- No dobrze, zostawmy już ten temat.
- Wiktor – uniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy. –
Gdzie byłeś? – mięśnie mu się napięły, a serce przyśpieszyło. Wyraźnie
spodziewał się tego pytania, miał jednak nadzieję, że go nie zadam, ale
musiałam wiedzieć co się z nim stało.
- Byłem na górze – odpowiedział wymijająco, po krótkim
milczeniu.
- To znaczy? – nie zrozumiałam co dokładnie ma na myśli.
Westchnął i spojrzał wymownie na niebo. No tak. – Wciąż nie rozumiem, dlaczego?
– zmarszczyłam nos, jak zawsze gdy intensywnie nad czymś rozmyślałam. Czyli
niezbyt często.
- A ja nie rozumiem, jak mogłaś dać złapać się Arturowi –
powiedział oskarżająco i założył ręce. Podniosłam się z ziemi i zrobiłam to samo.
- Hej. Nie zbaczaj z tematu – wbiłam mu palec w pierś, pochylając się nad nim, więc też wstał. Zanim
sama się pogrążę, muszę najpierw usłyszeć jego wymówkę i lepiej żeby była
naprawdę dobra. – Oczekuję wyjaśnień.
- Zostałem wezwany – powiedział krótko. No on chyba nie
myśli, że to mnie zadowoli.
- Wezwany? Po co? Żeby złożyć raport? – prychnęłam. Jakoś mi
się to nie podobało.
- Coś w tym stylu. Musiałem załatwić kilka spraw.
- Zdajesz sobie sprawę jak to brzmi? – spojrzałam na niego
powątpiewająco, wzruszył tylko ramionami. – Załatwiłeś je chociaż?
- Nie tak jakbym chciał – powiedział wyraźnie przybity i
spuścił wzrok.
- Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego nie było cię tak długo –
byłam mocno skołowana tym wszystkim. Przecież w tej sytuacji, on nigdy nie
zostawiłby mnie samą.
- Tam czas płynie inaczej, znacznie wolniej. Tu mija dzień,
a tam godzina.
Spojrzał na mnie i
widziałam, że cierpi, że obwinia się za to wszystko i nie może sobie wybaczyć.
Zupełnie niepotrzebnie. To była moja wina, gdybym tylko wcześniej się
zorientowała…
- Jagoda, gdybym tylko wiedział, że dojdzie do tego nigdy
bym cię nie zostawił – przerwałam mu kładąc dłoń na jego policzku. Uśmiechnęłam
się delikatnie i pocałowałam go.
- To nie twoja wina. Sama się o to prosiłam. Teoretycznie.
- Jagoda – położył dłoń na mojej, żebym nie zabrała jej, choć
wcale nie miałam zamiaru. – Jak Artur dotarł do ciebie?
- Wolałabym to jednak przemilczeć – powiedziałam speszona.
Przecież nie mogłam
mu się przyznać, że Artur podszył się pod niego, a ja go nie rozpoznałam. I na
dodatek się do mnie dobierał. Gdy tylko o tym pomyślałam, Wiktor zachłysnął się
powietrzem, a ja przeklęłam w myślach. Jestem idiotką. Muszę nauczyć się jakoś
kontrolować to. Spojrzałam na niego najbardziej niewinnym i przepraszającym spojrzeniem
jakim tylko potrafiłam.
- Dobierał się do ciebie? – wypalił w końcu. – Zabiję go.
- Naprawdę, to jest dla ciebie najważniejsze? – spojrzałam
na niego sceptycznie. Nie tego się spodziewałam. Wiktor uspokoił swoje
mordercze zapędy i dla odmiany zaśmiał się. No tego to już w ogóle nie
rozumiałam.
- Jagoda. Oboje zrobiliśmy coś, powiedzmy głupiego – odgarnął kosmyk włosów z
mojej twarzy i uśmiechnął się anielsko, jak tylko on potrafił. - Uznajmy, że
jesteśmy kwita, co?
- Jestem za – pocałowałam go. Tak bardzo mi tego brakowało.
Ale w tym samym momencie,
ziemią wstrząsnął dreszcz, bardzo potężny, a po chwili usłyszeliśmy hałas,
jakby co najmniej ziemia rozdzierała się na pół. I chyba właśnie to robiła. Na
drugim końcu polany, przy samej krawędzi drzew utworzyła się szczelina, z której
jakby zaczęła wypełzać czarna mgła, a z niej zaczęły formować się postacie.
- To jeszcze nie koniec – Wiktor ścisnął moją dłoń i
spojrzał na mnie. – Właśnie rozpętaliśmy wojnę.
Wiktor.. *__* xD Jestem skłonna dopisać go do swojej listy wybrańców xD
OdpowiedzUsuńJagoda w końcu wzięła się do roboty :) Przyznaje już jest Eleną w mniejszym stopniu :P
Arturek to mi przypomina naszego Rafaelka (za tych mroczniejszych czasów xD).
Nie mogę się doczekać tej wojny ^^ Tylko nie zabijaj Wiktora :*
No ja cię chyba uduszę. To ja się tu staram, a ty mi wyskakujesz z " W mniejszym stopniu" Niedoczekanie twoje xD
UsuńJuż ci powiedziałam że zabić go nie zabiję ^^
Ja chcę to tu, to jak na piśmie i przy świadkach xD
OdpowiedzUsuńDalej uważam, że Jagódka jest taka.. hmm.. biedna, wiecznie robi coś nie tak, żałuje, ale też nie poprawia się za bardzo w przyszłości. Tak ja ją widzę xD Najlepiej to wziąć ją za rękę wszystko pokazać, a jak jej się uda, powiedzieć "o jak ładnie, jestem dumny" xD nie ma tego szału, spontaniczności, jak np. wredna i z charakterkiem Amber xD ona jest taka bardziej pikantna ^^ Chociaż z drugiej strony dobrze, bo większą uwagę skupia się wtedy na Wiktorku :]
A w sumie to dziwne, czemu Jagódka nie jest na A xD no chyba, że tylko na magiczne obowiązuje zasada pierwsze A :D
Uroczyście oświadczam, że nie zabiję ci Wiktora, mam już dla niego inne plany xD
UsuńJagoda została stworzona zanim wprowadziłam tę zasadę, więc ona jest tylko wyjątkiem od reguły, której jeszcze nie było xD
Amber musi być wredna czasem, w końcu to Anioł wojny, nie? A Jagoda nie może być taka, zwłaszcza zważając jeszcze na to jaka była w poprzedniej części. Ona jest bardziej jak Ana ^^
Świetnie piszesz:) Fantastyczny rozdziała czekam na więcej :P
OdpowiedzUsuń+ Dwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkochol, seks i wieczna zabawa.
http://blaise-georgia.blogspot.com/
Zapraszamy! :))
Ten rozdział do ostatniej sekundy jego trwania czytało się z zapartym tchem. Wprost genialny! Cieszę się, że Jagodzie w końcu udało się wykrzesać w sobie pokłady swoich ukrytych mocy, odnaleźć i uratować Wiktora, a także wydostać i w skrócie mówiąc trochę rozwalić podziemie, ale ta wona? Nie no teraz to dopiero będzie się działo i już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Nieźle udało cię się rozwinąć akcje w tej notce. Jestem wprost podekscytowana - wszystko było niesamowite! Mam chyba aż rumieńce na twarzy:)
OdpowiedzUsuńW sumie zastanawia mnie dodatkowo powód Wiktora, w którym udał się do nieba. Fakt wezwali go tam, ale po co? No i te dusze z czyśćca... Nie wyglądało, aby były jakoś przyjaźnie nastawione do gości. Nie ma co potrafisz wprowadzić dużo ciekawych elementów w tą historię. Jestem zachwycona i tyle! Pozdrawiam:)
Przystępuję do oceny Twojego bloga. Wybacz, że tak długo to trwało. Nawet, jeśli spóźnisz się z rozdziałem, ocenę otrzymasz - taka mała rekompensata.
OdpowiedzUsuńProszę, abyś na czas oceny nie zmieniała szablonu ani menu. Bardzo ułatwi mi to pracę.
Pozdrawiam serdecznie!
Idariale, naczelnik
[fair-gaol.blogspot.com]