- Ale Wiktor, jak nasza dwójka ma dać radę im wszystkim? –
spojrzałam na niego przerażona.
Po drugiej stronie
polany stała wielka armia ciemności, a z szczeliny w ziemi wciąż wyłaniali się
nowi wojownicy. Biło od nich tak niewyobrażalne zło, że nie sposób sobie
wyobrazić co by się stało, gdyby zawładnęli ziemią. Nie było szans żebyśmy sami
stawili im czoła.
- Nas nie jest tylko dwoje – uśmiechnął, choć był spięty i
obejrzał się przez ramię, podążyłam więc za jego wzrokiem.
Nagle nieskazitelnie
błękitne wcześniej niebo pokryły burzowe ciemnoszare chmury. Zrobiło się ciemno
i chłodno, zupełnie jakby dzień zastąpiła noc. Jednak przez gęste obłoki zaczęło w różnych miejscach
przebijać się światło. Zupełnie jak gwiazdy. Jak gdyby Niebo płakało
świetlistymi łzami.
Leciały prosto na
nas. Lecz kiedy tylko dotknęły ziemi, rozpryskiwały się na tysiące drobniutkich
cząsteczek, z których zaczęła uwalniać się złocista mgła, a z tej mgły
formowały się postaci. I już po kilku sekundach moim oczom ukazała się armia
Aniołów.
Przepięknych,
najprawdziwszych Aniołów. Każdy z nich był taki sam, a zarazem inny. Emanowały
tak ogromnym światłem i radością jakbyśmy już wygrali wojnę. Bił od nich taki
spokój i bezpieczeństwo, że od razu nabrałam więcej pewności siebie.
Spojrzałam w drugą
stronę. Staliśmy naprzeciwko siebie. Armia światłości przeciw armii ciemności.
Niczym czarne i białe pionki na szachownicy. Jednak tym razem gra toczyła się o
naprawdę wysoką stawkę, a przegrana w ogóle nie wchodziła w rachubę. Bo jeśli
przegramy świat pogrąży się w mroku na resztę swoich dni, zło przejmie władze,
a ludzkość wyginie. To tak z grubsza.
I temu wszystkiemu
miałam zapobiec ja. No pięknie. To już
po nas. Żegnaj świecie. Już się więcej nie zobaczymy.
Wiktor pochylił się
nade mną i zupełnie nic sobie nie robiąc z tysięcy, a może i nawet milionów
świdrujących nas oczu, pocałował mnie tak intensywnie i zarazem czule jakbyśmy
mieli nigdy więcej się nie zobaczyć. Nie zamierzałam jednak do tego dopuścić.
Zrobię wszystko co w mojej mocy, ale go nie stracę.
Odsunął się nieco i
spojrzał mi w oczy. Doskonale wiedział o czym myślę, zawsze wiedział. Nawet
kiedy był człowiekiem.
Wziął moją dłoń i
ściskając ją delikatnie ruszył na przód, a ja razem z nim. Nie wiedziałam tylko
czemu. Ale kiedy oderwałam swój wzrok od niego i spojrzałam ku końcowi polany,
gdzie kłębiła się diabelska armia, zobaczyłam że i z ich szeregów wyłaniają się
dwie osoby.
Jedną z nich był
oczywiście Artur. No jakżeby inaczej. Drugą rozpoznałam równie szybko.
Rudowłosy mężczyzna, którego miałam już wątpliwą przyjemność poznać, ze
ślepiami czerwonymi niczym rubiny zmierzał w naszym kierunku, a jego spojrzenie
zdawało się przeszywać mnie na wskroś. Oj, nie będzie on zwlekał z zabiciem
mnie.
Spotkaliśmy się na
środku polany, która już za chwilę miała stać się miejscem walki między dobrem
i złem. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego może się wydarzyć, a co dopiero że
będę musiała odegrać w tym wszystkim główną rolę.
- Więc jak? Zmieniłaś zdanie? – Rudzielec od razu przeszedł
do rzeczy. Był pełen wściekłości i frustracji, choć oczy mu się śmiały na myśl
o walce.
Artur również
świdrował mnie gniewnym wzrokiem z domieszką czegoś, czego nie potrafiłam
nazwać. Uh, jak ja nie cierpię tego uczucia. Był nieco poobijany i to nie tylko
przeze mnie. Choć wcale nie było tego po nim widać, ja po prostu wiedziałam, że
nie jest, jakby to powiedzieć, w szczytowej formie. Z pewnością mu się dostało
kiedy pozwolił mi uciec, niczego wcześniej nie uzyskawszy. I dobrze mu tak.
Z chęcią bym się
zaśmiała w głos, gdyby nie Wiktor doprowadzający mnie do porządku. Odnosiłam
wrażenie, że kiedy używam mocy, dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie byłam wtedy
zupełnie sobą, a raczej kimś lubującym się w przemocy. Zmieniała mnie i to na
gorsze. Będę musiała się jakoś później tego pozbyć.
- Nie i nie zmienię go nigdy – spojrzałam wyzywająco na
Rudzielca.
Był krok od wybuchu,
choć starał się zamaskować to nonszalancką postawą i drwiącym uśmieszkiem.
Zupełnie odwrotnie niż Artur, który stał sztywno jak kołek z groźnym wyrazem
twarzy.
- Wiesz, właśnie zniszczyłaś mój dom. Mogłabyś wykazać choć
odrobinę współpracy – założył ręce, żeby przypadkiem kogoś nie uderzyć.
- Paskudnie mieszkasz, przydałby ci się remont. Uznajmy
więc, że go zapoczątkowałam – mruknęłam uśmiechając się wrednie. Oj, grabie
sobie. Zapadła cisza, czułam że wszystkie oczy zwrócone są ku mnie.
- W porządku -
powiedział, a w jego oczach zabłysło coś czego nie potrafiłam określić,
wiedziałam jednak że powinnam się tego bać. – Nie chcesz po dobroci, więc wyrwę
to co moje z twojej piersi, zanim wydasz ostatnie tchnienie – jego głos mógłby
przeciąć stal. Nieświadomie cofnęłam się o krok.
- Już się nie mogę doczekać – moje lodowate spojrzenie,
chyba zbiło go nieco z tropu, ale nie dał tego po sobie poznać.
Kiedy wracaliśmy na
swoje miejsca w szeregu odliczałam sekundy. Sekundy, które dzieliły nas od
dotarcia na miejsce. Sekundy, za które miała się rozpętać wojna. Sekundy, które
pozostały zanim nastąpi koniec.
Jednak nie
doliczyłam nawet do końca bo nagle upiorną ciszę przyszył świst, a powietrze za
nami eksplodowało. Oboje z Wiktorem upadliśmy na twarz.
- Jagoda – usłyszałam jego głos. Kochany, zawsze się o mnie
troszczył. Krzyk uwiązł mi w gardle, jednak już po chwili zastąpiło go coś
zupełnie innego. Ślepa furia.
- Nie trzeba było ze mną zadzierać – warknęłam cicho,
bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.
W jednej sekundzie
znów stałam na nogach, zwróconą twarzą w stronę Rudzielca. Jednak nie patrzyłam
na niego. Wzrok miałam wbity w ziemię, a mimo to widziałam, że się uśmiecha. A
przynajmniej do czasu, aż spojrzałam na niego. Dostrzegł w moich oczach coś,
czego sama nie mogłam i momentalnie jego uśmiech zbladł.
Wydał rozkaz do
ataku i wtedy wszystko się zaczęło. Armia przede wszystkim upadłych, demonów,
zjaw i sama nie wiem czego jeszcze, natarła na nas i walka się rozpoczęła.
Jednak każdy kto
próbował podejść do mnie, natrafiał na niewidzialną barierę, która przy
zetknięciu zamieniała go w proch. Mimo tego nie poddawali się. Coś mi mówiło,
że wolą zginąć z moich rąk niż później odpowiadać przed Rudzielcem.
Nie zawracając sobie
nimi głowy parłam na przód, miałam tylko jeden cel. Ciskając dookoła piorunami
i sama unikając kolejnych, wirowałam między tłumami walczących demonów i
aniołów.
Gdyby nie fakt w
jakiej sytuacji się znaleźliśmy, pewnie przystanęłabym i z zapartym tchem
podziwiała. Bo z boku musiało to wyglądać naprawdę pięknie.
A kiedy już nikt nie
stawał mi na drodze, znalazłam się sama, twarzą w twarz z diabłem. I nagle wszystkie
odgłosy walki ucichły. Jakbyśmy znajdowali się na tej polanie zupełnie sami.
- Nie masz pojęcia na co się porywasz – zagroził, dając mi
do zrozumienia, że jeszcze nie jest za późno by się poddać.
- Mimo to, spróbuję – mruknęłam chłodno.
Rudzielec zaśmiał
się oschle, a ten dźwięk nagle rozległ się w mojej głowie, chcąc rozerwać ją od
środka. I kiedy już myślałam, że eksploduje, wszystko ustało. Dopiero po chwili
zorientowałam się, że utworzyłam wokół siebie barierę ochronną.
- Teraz moja kolej – spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się
wrednie.
Wypróbowałam na nim,
jego własnej broni. Patrząc po prostu na niego, sprawiałam mu tak ogromny ból,
że aż padł na kolana i złapał się za głowę.
Jednak już po chwili podniósł się i zaśmiał mi w twarz.
- Głupia dziewczyno. Myślisz, że można mnie tak łatwo zabić,
że można sprawić mi jakikolwiek ból? Ja jestem bólem i cierpieniem – ryknął
śmiechem. – Mnie w ogóle nie można zabić – spojrzał na mnie triumfująco, a
następnie uderzył kulą energii.
Fala uderzeniowa
wgniotła mnie w ziemię i na chwilę wyrwała ze szponów tej złej mnie. Spojrzałam
na walczący tłum, nad którym co chwilę pojawiała się to błyskawica, to kula
ognia.
Próbowałam dojrzeć
Wiktora. Przez to wszystko nawet nie wiedziałam czy nic mu nie jest. Kiedy moc
brała mnie we władanie, nie obchodziło mnie zupełnie nic. Nie wybaczę sobie,
jeśli coś mu się stanie. Jednak w tej samej chwili, gdzieś pomiędzy tym
wszystkim, udało mi się zobaczyć jego blond włosy. Walczył z kimś i dopiero po
chwili zrozumiała z kim. To był Artur. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować,
wzrok znów zastąpiła mi wściekłość, gdy oberwałam kolejną kulą od Rudzielca.
- Co, już się nie bronisz? – zakpił i w tej samej chwili
podniosłam się z ziemi i zaatakowałam go.
- Nie powinieneś ze mną zadzierać - warknęłam i ponowiłam
atak.
- Chcesz się zabawić? Proszę bardzo - zaśmiał się i zaczął
zmieniać w ohydne skrzydlate monstrum, które miałam już okazję zobaczyć.
W prawdziwym świecie
był jeszcze większy i obrzydliwszy. No, tego to ja na pewno nie pokonam. Skrzydłami
tworzył ogromne podmuchy wiatru, przez które ledwo stałam na nogach, a z paszczy
wydobywał się strumień ognia. Celował w co popadło, ale najczęściej we mnie.
Wytworzyłam więc wokół siebie pole siłowe, jednak utrzymanie go w takich
warunkach wymagało sporo energii.
- Zmęczona? - zakpił, a jego ryk odbił się echem od mojej
bariery, sprawiając tym samym, że zaczęła pękać.
Kolejny strumień
ognia poleciał w tłum walczących. Nie patrzył nawet na to, że jest tam pełno
też jego "ludzi". Jednak miarka przebrała się, gdy kolejna wiązka
uderzyła w Wiktora. Tego było już za wiele. Jeśli on myśli, że pozwolę mu go
skrzywdzić, to jest w ogromnym błędzie. Skończę z nim raz na zawsze. I to
zaraz.
Nie mając
najmniejszego zamiaru dawać mu jakiejkolwiek satysfakcji zebrałam w sobie siłę
i ku mojemu zdziwieniu, ale też zadowoleniu, przyzwałam wszystkie cztery
żywioły na raz. Tornada, trzęsienia ziemi, powiedzie i pożary przy tym co
zrobiłam to pikuś. Grunt pod nogami zadrżał, wiatr wył niemiłosiernie, ogień
buchał z każdej szczeliny powstałej w ziemi, a woda krążąca w powietrzu nie
potrafiła go ugasić. Z całej tej mieszanki utworzyłam wokół niego jakby wielki wir, zamykając go w
nim, a następnie w moich rękach zaczęła się formować kula czystej, potężnej,
śmiercionośnej energii. W tym samym czasie, w którym rozerwał swoje tymczasowe
więzienie, dosłownie rozerwał, jakby to był kawałek materiału, ja posłałam ją
na niego, a właściwie w niego.
Kula wchłonęła się w
jego kamienne ciało. Skrzydła zaczęły mu płonąć i wydał z siebie przerażający
ryk, od którego włos na głowie się jeżył. Skóra pokryta łuskami zaczęła pękać,
a z między szczelin wydobywało się białe światło. Złapał się za głowę jakby
miała zaraz wybuchnąć.
Odgłosy walki
ustały. Wszyscy mogli patrzeć teraz jedynie na niego i na to co miało się za
raz stać. Instynktownie cofnęłam się i w tym samym momencie, wielki olbrzym rozsypał
się na miliony maluteńkich cząsteczek, zupełnie jakby został zmiażdżony, ale od
środka.
W miejscu, gdzie
wcześniej stał przerażający potwór, teraz unosiła się jedynie czarna poświata,
cień czy zjawa. Zapanowała kompletna cisza, nikt nie wiedział co należy teraz
zrobić i co właściwie się stało.
Odwróciłam się w ich
stronę i machnięciem ręki sprawiłam, że pod każdą złą istotą na tej polanie
rozstąpiła się ziemia, odsyłając ich tam gdzie należy.
Odetchnęłam głęboko
i z ulgą. To już koniec. Ale kiedy tylko o tym pomyślałam, zobaczyłam że na
twarzach osób stojących przede mną, zaczyna rysować się przerażenie. Nie
wiedziałam czemu. Patrzyli na coś za mną, więc podążyłam za ich spojrzeniem.
Czarna poświata wciąż unosiła się nad ziemią.
Nagle zjawa
zawirowała w powietrzu i poszybowała z moim kierunku, żeby jak się okazało już
po chwili, boleśnie wbić się w moją klatkę piersiową. Zachłysnęłam się
powietrzem i kiedy upadłam na kolana, usłyszałam głos Wiktora. Kochany, zawsze
się o mnie troszczył. Powieki zaczęły mi ciążyć i jedyne o czym teraz marzyłam
to zasnąć, najlepiej w ramionach ukochanego. I o to moje marzenia się
spełniały. Znalazł się tuż obok, kładąc sobie moją głowę na kolanach.
- Jagoda! Nie poddawaj się. Nie możesz mu dać sobą
zawładnąć! - słyszałam go, ale nie rozumiałam. Komu miałam nie pozwolić,
dlaczego i na co? Byłam kompletnie skołowana. Zanim jednak zdążyłam go o to
zapytać, odpłynęłam.
Kiedy otworzyłam
oczy, znajdowałam się w bezdennej krainie pełnej ciemności. W oddali zobaczyłam
jasne światełko. Czyli co? To już koniec? Umarłam? W sumie nie spodziewałam się
czegoś innego, sądziłam jednak, że zdążę przynajmniej pożegnać się z Wiktorem.
Chcąc nie chcąc
ruszyłam ku światłu. Innej drogi nie miałam. Jednak ono zamiast przybierać na
sile, z każdym moim krokiem, słabło. Kiedy dotarłam do końca, jak wcześniej
myślałam tunelu, nie zobaczyłam drzwi, czy czegoś podobnego, jak zawsze to
sobie wyrażałam. Zobaczyłam stół, a raczej talerz zawieszony w powietrzu. Nad
nim unosiła się jasna poświata, która była jeszcze bledsza niż na początku.
Dopiero teraz ujrzałam, że tuż obok niej znajduje się coś jeszcze. Kolejna
poświata, ale raczej w malinowym odcieniu i znacznie mocniejsza.
- Gdzie ja jestem? - mruknęłam sama do siebie.
- W sercu swojej duszy - usłyszałam swój głos, który wcale
nie wydobył się z mojego gardła, ale gdzieś z oddali. Po chwili, wśród mroku
ujrzała zakapturzoną postać. Była tam cały czas. Dlaczego jej nie zauważyłam
wcześniej? Stała po drugiej stronie stołu, dokładnie naprzeciwko mnie.
- Kim jesteś?
- Jestem twoimi żądzami, pragnieniami, marzeniami, lękiem,
bólem, radością, wściekłością - z każdym jej słowem, głos postaci, mój głos,
zmieniał się, jakby dostosowywał do nastrojów o jakich właśnie mówiła. - Znam
odpowiedź na każde twoje pytanie.
- Dlaczego tu jestem? - zapytałam od razu.
- Umierasz - odpowiedziała tylko tyle. Krótko i na temat,
głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Aż przeszedł mnie dreszcz.
- Jak to? - zlękłam się, mimo że przecież cały czas o tym
wiedziałam.
- Moc pochłania twoją energię życiową - wskazała na dwie
poświaty. Teraz to nabrało sensu.
Faktycznie wyglądało to tak, jakby ta jedna wciągała drugą.
- Ale przecież pokonałam wszystkich.
- I tym samym uaktywniłaś ostatecznie moc. Jest ona zbyt
potężna, by mógł kontrolować ją zwykły człowiek. Niedługo pochłonie resztę
twojej energii i zabije cię, wydostając się tym samym na zewnątrz, a wtedy
będzie pochłaniać i niszczyć wszystkich i wszystko aż unicestwi cały świat.
- Jak mogę to powstrzymać - spytałam, przerażoną tą wizją.
Instynktownie wyciągnęłam dłoń, chcąc chwycić białą, gasnącą już poświatę.
Odgrodzić ją, ochronić przed drugą, jednak coś mnie powstrzymało. Jakby
niewidzialna bariera.
- Nie możesz - spojrzałam na zakapturzoną postać, zaskoczona
tym z jaką lekkością to powiedziała. Zupełnie jakby jej to nie obchodziło. I
może faktycznie tak było. - A może tak naprawdę, nie chcesz tego powstrzymać -
jej głos, mój głos przeszyła nagle rozpacz. - Ja chcę umrzeć.
- Nieprawda - zaoponowałam, ale ona zdawała się w ogóle mnie
nie słuchać i kontynuowała dalej.
- Boję się, odrzucenia, samotności, cierpienia. Kiedy umrę
przestanę się bać. Przestanę wszystkich zawodzić. Nikt już przeze mnie nie
ucierpi.
- Przestań! Wcale się nie boję. Mam Wiktora!
- A co jeśli on już mnie nie potrzebuje? Jeśli już mnie nie
kocha? Jeśli nigdy mnie nie kochał? Byłam mu tylko potrzebna, żeby powstrzymać
upadłych? Jestem zbędna, bezużyteczna. Nie przeżyję tego. Chcę umrzeć.
- Zamilcz, to nieprawda. Wiktor mnie kocha. Nie zostawiłby
mnie nigdy - wyraźniej niż wcześniej, poczułam pierścionek na swoim palcu,
jakby przypominał o swojej obecności, złożonej obietnicy. Przypominał o miłości
Wiktora i mojej, o tym, że już zawsze będziemy razem i nikt nas nie rozłączy.
- Ja chcę żyć - powiedziałam z mocą i dopiero po chwili
uświadomiłam sobie, że to nie ja wypowiedziałam te słowa, a zakapturzona
postać. Teraz przemawiała przez nią żądza. - Chce żyć i panować nad tym
wszystkim. Skoro ujarzmiłam moc, mogę ją wykorzystać i zapanować nad światem.
- Co? Nie! To wcale nie tak - wykrzyknęłam. Jeśli to
naprawdę była moja podświadomość, czy cokolwiek to jest, to mam poważne
problemy. Jeśli z tego wyjdę, pójdę do psychologa. Albo od razu do psychiatry,
niech mnie zamkną w wariatkowie.
- Więc czego pragniesz? - głos znów stał się wyprany z
emocji. Czułam się jakbym rozmawiała z osobą, która ma zaburzenia osobowości.
- Chcę żyć, jak kiedyś. Normalnie. Bez żadnych super mocy,
władzy. Chcę żyć z Wiktorem, dla Wiktora. Chcę znów być normalną, szczęśliwą
dziewczyną, której największy problem to co na siebie założyć. Chcę budzić się
i zasypiać wiedząc, że Wiktor mnie kocha i już zawsze będziemy razem. Chcę po
prostu normalnie żyć! - wyrzuciłam z siebie to wszystko praktycznie na jednym
wydechu. Naprawdę wierzyłam w to co mówię i naprawdę właśnie tego chciałam.
Zwykłego życia z ukochaną osobą przy boku. Do szczęścia nie potrzebowałam
niczego więcej.
- Więc musisz coś zrobić, bo wciąż umierasz - miała rację.
Jaśniejsza poświata była już ledwie widoczna.
- Co mam zrobić?! - znów zaczęłam panikować. Spojrzałam na
zakapturzoną postać, w końcu miała znać odpowiedź na wszystkie pytania.
- Nie wiem. Jestem tylko zwykłą dziewczyną. W moim miejscu
nie ma miejsca na magię - odpowiedziała radosnym głosem. No to są chyba jakieś
kpiny! To wszystko zaczynało mnie powoli wkurzać. - Czas mija. Tik. Tak. Tik.
Tak...
- Chcę umrzeć...
- Pragnę śmierci...
- Nie, chcę żyć. Chcę rządzić...
- Chcę być normalna...
- Jestem tylko zwykłym człowiekiem...
W bezdennej otchłani,
setki urywanych głosów o różnych nastrojach, odbijały się echem od
niewidzialnych ścian. Słowa zdawały się wbijać w moją głowę, jakby chciały
żebym zmieniła zdanie i wybrała którąś z opcji, jakie mi proponowały.
Najchętniej skuliłabym się teraz i schowała pod kocem.
- Żyć.
- Umrzeć.
- Rządzić.
Nie mogłam tego dłużej znieść. Musiałam jakoś
się stamtąd wydostać. Głosy wcale nie cichły, a wręcz odwrotnie, stawały się
coraz to głośniejsze. Mimo to usłyszałam bicie swojego serca. Coraz słabsze,
zanikające.
- Decyduj szybko - postać przypomniała o swojej obecności.
- Czy jeśli pozbędę się jakoś mocy, przeżyję? - spytałam
kompletnie nie wiedząc co zrobić.
- Tak.
- Jak mogę to zrobić?
- Nie możesz - ale mi pociecha. - Możesz ją jedynie oddać.
- Oddać? - spytałam. Ostatnio kiedy ktoś mi proponował, żebym
oddała moc, nie wróżyło to nic dobrego. Ale nie potrafiłam przypomnieć sobie,
kto tego chciał.
- Komuś silniejszemu
od siebie. Kto będzie umiał nad tym zapanować.
- Ale komu? - spytałam.
- Po prostu ją uwolnij. Moc sama wybierze kogoś -
odpowiedziała postać. Wychwyciłam w jej głosie zniecierpliwienie. Ale w końcu
odzwierciedlała ona moja uczucia, a byłam już poważnie zniecierpliwiona i spanikowana.
Przypomniałam sobie
słowa Wiktora, które wypowiedział zanim straciłam przytomność. On nigdy nie
pozwoliłby mi jej oddać. Tym bardziej, że jedyną osobą, która tego pragnęła i
zyskałaby coś na tym to... To... Rudzielec! Znaczy się, diabeł.
I wtedy zrozumiałam.
Jakbym nagle ocknęła się z jakiegoś otumanienia. Spojrzałam na zakapturzoną
postać, która jak wcześniej myślałam, wcale nie była mną. Już wiedziałam co
miał na myśli Wiktor, mówiąc bym nie dała mu sobą zawładnąć.
- Dobrze. Oddam ją więc Wiktorowi - powiedziałam.
- Co?! - chyba nie do końca zrozumiał. I o to chodziło.
- Jest Aniołem i jest silniejszy ode mnie. Poradzi sobie.
- Nie to nie tak. Miałaś ją oddać mnie - mam cię.
- Tobie? Przecież jesteś mną. Po co ci ona? - spojrzałam na
niego twardo. Nie wiedział co odpowiedzieć. Machnęłam ręką, a kaptur opadł
odsłaniając twarz Rudzielca. - Myślałeś, że nabierzesz mnie, na te swoje tanie
sztuczki? - warknęłam.
- Tanie sztuczki? - oburzył się. - Zresztą nie pochlebiaj
sobie. Prawie cię miałem.
- Jednak prawie, to czasem za mało. Nigdy nie oddam ci tej
mocy. Nie pozwolę byś zniszczył cały ten piękny świat i odeślę cię tam gdzie
twoje miejsce. Do piekła! - powiedziałam chłodno, tak że na pewno zrozumiał
przekaz.
- Jednego nie wzięłaś pod uwagę, panno Idealna. Ty naprawdę
umierasz. Nie jesteś w stanie zapanować nad mocą. Jeśli ja nie zniszczę świata,
zrobisz to ty - uśmiechnął się szaleńczo. - Do zobaczenia... W piekle - zaśmiał
się i zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu i zostawił mnie samą.
Jego śmiech jeszcze
długo odbijał się echem w mojej głowie, utrudniają skupienie się na tym, co w
tej chwili naprawdę ważne. Czyli ratowaniu mojego życia, a zarazem całego
świata. Teraz to już naprawdę koniec.
Co mam zrobić? Co
mam zrobić?! Może prędzej bym coś wymyśliła, gdybym miała więcej czasu, a nie
tylko parę sekund i to pod ogromną presją. Myśl, myśl, myśl. Co zrobiłby w
takiej sytuacji Wiktor?
Kiedy sądziłam, że
już nie ma nadziei, że to koniec. Doznałam olśnienia. Opowieść Wiktora.
Pamiętam, że opowiadał mi o tej mocy i pamiętam, że był w niej jakiś sposób na
powstrzymanie jej. Jak to szło?
Moc była we władaniu
upadłych, którzy szykowali się na wojnę przeciw światu, to się zgadza. I wtedy
zstąpił na ziemię Archanioł i odebrał im ją, a później umieścił w człowieku o
czystym sercu.
Ale jak to zrobił?
Wiedziałam, że było
tam coś jeszcze, ale nie mogłam przypomnieć sobie co.
Spojrzałam na dwie
poświaty, tej jaśniejszej nie było już praktycznie wcale. Nagle zadrżała, jakby
miała zaraz się rozpaść, jednak nie zrobiła tego. Wciąż walczyła. Ja też
musiałam.
Co zrobił Archanioł
Michał? Uwięził moc, ale najpierw ją uśpił.
Właśnie!
Zwrócił ją przeciw sobie i uśpił na tysiące
lat. To jest to!
Szkoda tylko, że nie
wiedziałam jak się do tego zabrać. Trudno. Będę improwizować.
Podeszłam bliżej i
odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić. Musiałam działać szybko. Ujęłam
malinową, bardzo dużą już, poświatę między dłonie tak by jej nie dotknąć, a
jedynie ledwie musnąć. Zamknęłam oczy. Starałam się ją poczuć, przemówić do
niej, jak to raz poradził mi Wiktor, zaprzyjaźnić się z nią. A kiedy sądziłam
że udało mi się to, zaczęłam zmniejszać odległość miedzy dłońmi, jednocześnie
zaciskając moc, zduszając ją, aż w efekcie zniknęła pomiędzy stykającymi już
się rękoma.
I wtedy oślepiło
mnie jasne światło, aż musiałam zamknąć oczy, a kiedy je otworzyłam nie stałam,
tylko leżałam, a nade mną unosiła się ogromnie zmartwiona twarz Wiktora.
- Wiesz co? – spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. –
Chyba muszę iść do psychiatry.
Wiktor spojrzał na
mnie pobłażliwie, powstrzymując się od roześmiania w głos. Z jego oczu zniknął
strach, zastąpiła go za to miłość. Pochylił się nade mną i pocałował tak delikatnie
jakbym miała się zaraz stłuc. Odsunął się minimalnie, tylko tyle by móc objąć
wzrokiem całą moją twarz i uśmiechnął się.
- Umówię ci wizytę.
Trochę za mało rzeźni jak dla mnie xD Ale i tak całkiem niezła wojna Ci wyszła ^^
OdpowiedzUsuńA co z Arturkiem? Już przepadł na zawsze? :(
Szkoda go trochę :P
Na koniec Jagoda mi się podobała, plus dla niej xD Tym samym nie mogę nazywać jej Eleną xD
W końcu! xD
UsuńWiesz, że ja się nie znam na rzeźni, to twoja działka.
Miałam jeszcze fragment z Arturkiem, ale go usunęłam stwierdzając, że już za dużo byłoby umierajacej Jagody xD
Jejkuś ten rozdział... Zwyczajnie poezja! Jestem zachwycona! Działo się tyle, że zwyczajnie nie mogłam się oderwać od tekstu. Coś niesamowitego! Według mnie naprawdę nieźle wyszła ci ta wojna pomiędzy aniołami, a demonami, a te wewnętrzne rozterki Jagody... Po prostu genialne! Cieszę się zresztą, że zorientowała się, kto próbował nią zmanipulować, choć jeszcze bardziej, że jakimś cudem udało jej się uśpić w sobie tą dziwną moc. Zapewne zapytasz czemu dziwną? Mianowicie dlatego, że potrafiła nad naszą bohaterką sprawowac kontrolę i było blisko, aby odebrała jej życie. Pomijając już to, ta końcówka o psychiatrze była doskonała! Tak nią rozładowałaś we mnie wszystkie dotychczas nazbierane emocje i w jednej chwili wywołałaś na mojej twarzy uśmiech, że aż jakoś tak w środku miło mi się zrobiło. Juz nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię czytać twoje komentarze. Tak mi się wtedy ciepło w serduszku robi xD I naprawdę dziękuję ci za to i bardzo się cieszę, że komuś podoba się to co ja tutaj wymyślam.
UsuńWedług mnie rozdział nie jest za specjalny. Nie znam się na wojnach, znacznie lepiej wychodzą mi romanse :D Chyba zacznę pisać harlequiny O.o
A psychiatra faktycznie przyda się Jagódce. W sumie szkoda, że następny rozdział to już epilog, ale za to jaki xD
A ja za to lubię czytać nowe rozdziały u ciebie. Może nie mogę powiedzieć, że robi mi się wtedy ciepło na sercu, gdyż niektóre sceny mogą nawet przyprawić o dreszcze, ale cieszę się, gdy mogę poznać dalszy ciąg tej historii. Szkoda tylko, że tak szybko nastąpi jej koniec... Chyba masz w planach pisanie czegoś jeszcze? Ja się już zgłaszam jako twój czytelnik! :)
UsuńNie sądziłam, ze to opowiadanie może wywołać u kogoś dreszcze. Ale to chyba dobrze. Cóż na razie nie mam w planach kontynuacji tego opowiadania, bo nawet nie wiem jak mogłabym to zrobić. Ale planuje już coś zupełnie innego i może dłuższego. Przynajmniej ja bym tak chciała, ale wątpię czy coś z tego wyjdzie z moim leniem xD Cieszę się, że dzięki temu mogłam poznać ciebie i że ci się podobało, bo to naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy :)
UsuńMasz dość bezustannie otaczającej cię ciemności, zamieniającej się na kilka godzin w blask trzeszczących świetlówek. Od dawna nikt nie przychodził, oprócz klawisza i kucharza. I osoby, którą zdążyłeś ironicznie nazwać "panem", bo przychodziła, by wyprowadzić Cię jak psa na spacerniak. Choć "pan" ani razu nie odezwał się do Ciebie słowem, już nabrałeś do niego wstrętu. Ciągła obecność gładkich ścian bywa dobijająca; zacząłeś żałować, że znalazłeś się wtedy w tamtym miejscu i przez to tutaj trafiłeś.
OdpowiedzUsuńGdy usłyszałeś zbliżające się kroki, pomyślałeś, że to znów idzie członek ochrony. Zdumiałeś się jednak, widząc sylwetkę Idariale, naczelniczki. Wstałeś ze swojej pryczy i przyglądałeś się, jak otwiera zamek celi. Już po chwili do Twoich dłoni trafiła biała teczka opatrzona numerem 085, a w niej akta. Wyrok głosił – Kilkumiesięczna odsiadka…
[fair-gaol.blogspot.com]
(Zapraszamy do zapoznania się z oceną Twojego bloga)