17 listopada 2012

Rozdział 8



     Cóż, chyba nie tego się spodziewałam. Zawsze, kiedy wyobrażałam sobie postać diabła, widziałam go, jako czerwonego stwora z rogami, ogonem i widłami w ręce, jak pewnie większość osób. Tym czasem, jego wygląd przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
     Przed sobą miałam niezbyt wysokiego, rudego faceta o przeciętnej urodzie i wystających kościach policzkowych. Raczej nic specjalnego. Żadnych fajerwerków, ale też niczego przerażającego. A do tego piegi. Masa piegów. Choć może to i lepiej. Zastanawiałam się tylko, dlaczego wygląda właśnie tak. Z pewnością mógł zmieniać swój wygląd, nie mógł więc wybrać czegoś innego? Ładniejszego? Chociaż nie. Lepiej nie.
     Jedyne, co by tutaj nie pasowało, to jego oczy. Tęczówki były czerwieńsze niż najdojrzalsze jabłko, a źrenice bardziej czarne niż otaczająca nas ciemność, choć wydawało się to niemożliwe. A jego spojrzenie nie miało końca, miałam wrażenie jakby wwiercało się w moją duszę, paląc ją aż do utraty tchu.
     Swoją drogą, jestem w piekle, kolejny raz, na dodatek rozmawiam z diabłem, ale czepiam się tylko jego wyglądu? Coś zdecydowanie jest ze mną nie tak.
- Nareszcie się spotykamy – jego ochrypły wcześniej głos, stał się nagle miłym barytonem przyjemnym dla uszu, a mimom to przerażał mnie dogłębnie. Może, dlatego że dokładnie wiedziałam, kogo mam przed sobą i nie podobało mi się to. – Tak się cieszę – uśmiechnął się, a jego idealnie białe zęby kontrastowały z otaczającą nas czernią.
- A ja wręcz przeciwnie – mruknęłam, kątem oka szukając jakiejś drogi ucieczki, ale niby jak wydostać się z piekła?
- Och, nie przesadzaj. Chyba nie powiesz mi, że nigdy nie chciałaś się ze mną spotkać – zachowywał się niczym stary, dobry wujek, którego nie widzieliśmy nigdy na oczy, ale jemu zdawało się, że zna nas lepiej niż ktokolwiek. Tylko worka z cukierkami brakowało.
- Kpisz sobie ze mnie? – matko, czy ja naprawdę rozmawiam w ten sposób z diabłem? - Czego ode mnie chcesz? – spytałam, starając się ogromnie by mój głos nie drżał, nie chciałam pokazywać jak bardzo się bałam. Bo to, że rozwodziłam się wcześniej nad jego wyglądem, nie zmieniało faktu, że przerażał mnie panicznie.
- Cóż, czy to nie oczywiste? – spojrzał na mnie jakbym była typową blondynką, wyciągnięta z jakiegoś dowcipu, tylko że mi nie było do śmiechu.
- Więc czemu mnie po prostu nie zabijesz, tylko ciągniesz ze mną ten bezsensowny dialog? – spytałam zdezorientowana, bo przecież już dawno powinnam być martwa, a tym czasem on zaczął ucinać sobie ze mną pogawędki. Nic tutaj nie miało dla mnie sensu. Jakby sama wizyta w piekle nie była już absurdalna.
- Czyli jednak nie wiesz wszystkiego – mruknął, jakby zadowolony z tego, że to jemu przypadnie ta część w której zalewa mnie swoją wiedzą. Obrzydlistwo. – Widzisz, jeśli cię po prostu zabiję moc, której pragnę po prostu przejdzie na kogoś innego. Ale biorąc pod uwagę fakt, że już się uaktywniła możliwe jest także, że wydostanie się ona na zewnątrz i już nikt nie będzie w stanie jej powstrzymać przed zniszczeniem całego świata – rozłożył bezradnie ręce. -  Rozumiesz, więc że nie mogę ryzykować.
- Więc nie możesz mi jej zabrać?
- Owszem mogę, ale nie w ten sposób.
- A niby w jaki? – ta sytuacja nieco mnie irytowała. On wiedział wszystko, ja jak się okazuje prawie nic. Bawił się ze mną w kotka i myszkę, ale ja od samego początku byłam skazana na porażkę.
- Właśnie w tym miejscu pojawia się haczyk – westchnął jakby sfrustrowany, że nie może tego załatwić po staremu, siłą. - Nie mogę jej odebrać. Musisz mi ją oddać dobrowolnie.
- No to zabrnąłeś w ślepy zaułek, bo ja tego nigdy nie zrobię – powiedziałam twardo.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Pozwól, że coś ci pokażę – zrobił gest ręką, jakby chciał coś zaprezentować i nagle znaleźliśmy się na ruinach jakiegoś miasta. Wszystko dosłownie było zniszczone. Gdzieniegdzie paliły się budynki i waliły te które jeszcze stały. Ruiny przerażały swoją rozciągłością i zniszczeniem. Niebo pokrywały czarne, burzowe chmury. Nigdzie nie było widać ani jednej żywej duszy, bo też nic nie miało prawo tutaj żyć. Wszystko nagle umarło. Miejscami można było ujrzeć nieruchome, zmasakrowane ciała. Po niektórych został tylko proch.
- Oto co się stanie, jeśli moc dostanie się w niepowołane ręce. Jeśli nie uda ci się nad nią zapanować, lub jeśli wydostanie się na zewnątrz. A później będzie już tylko gorzej – powiedział wzruszając ramionami, jak gdyby taki widok był czymś normalnym. - To jest i tak najlepszy scenariusz.
     Stałam jak sparaliżowana, chłonąc wzorkiem ogrom zniszczeń, niedowierzając że to naprawdę może tak wyglądać, ale nawet jeśli nie udałoby mi się zapanować nad tym, nie mogłam oddać tej mocy jemu. Świat dopiero wtedy poznałby czym jest ból i agonia. A przecież cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
- Jeśli oddasz mi tą moc - kontynuował, gdy wciąż nie odezwałam się ani słowem - ocalisz życie wielu niewinnym istotom. Ocalisz swoje życie.
- Niby, jak – odezwałam się w końcu drżącym głosem - skoro to ty ją dostaniesz i zniszczysz cały świat.
- Ależ skąd moja droga – kiedy zwrócił się do mnie w ten sposób, aż przebiegły mnie ciarki. – Kto ci w ogóle naopowiadał takich bzdur?
- Anioł.
- No tak. One lubią wyolbrzymiać niektóre sprawy – powiedział usprawiedliwiającym tonem. – Wcale nie chcę zniszczyć świata.
- Akurat uwierzę – prychnęłam. - Przecież doskonale wiem, po co ci potrzebna ta moc. Chcesz przejąć kontrolę, a następnie zabić wszystkich ludzi i zniszczyć ziemię.
- Ja chcę tylko odzyskać swoją własność, która została mi brutalnie odebrana – wyjaśnił, ale widziałam w jego oczach ten błysk gniewu, pragnienie zemsty i wiedziałam, że na odzyskaniu by się nie skończyło.
- A zemsta? Nie pragniesz jej? – spytałam, chyba niepotrzebnie go podjudzałam, ale musiałam wiedzieć jaką wymówkę ma na to.
- Zemsta jest dla słabeuszy. Ja jestem ponad to – powiedział z wyższością, wyraźnie zaczynając już tracić kontrole.
- Przebaczanie raczej nie należy do twoich mocnych stron.
- Masz rację, cierpliwość także nie jest moją domeną – warknął, ale po chwili opanował się. – Pomyśl, tak będzie lepiej. Jeśli przekażesz moc mnie, nikomu nie zrobisz nią krzywdy, nie sprawisz, że twoi bliscy będą przez ciebie cierpieli, kiedy nieumiejętnie ją wykorzystasz. Nie chciałabyś przecież zranić swoich ukochanych – ponownie wykonał ruch ręką i teraz zamiast znajdować się wśród ruin, cofnęliśmy się wstecz do miejsca, w którym zginął Wiktor.
     Patrzyłam na siebie, trzymającą kurczowo w ramionach jego martwe ciało. Wtedy płakałam i teraz także w oczach zaczęły wzbierać mi się łzy. Widziałam co chce zrobić. Wzbudzić we mnie poczucie winy, może nawet nienawiść do samej siebie. Niepotrzebnie. Te uczucia już od dawna we mnie były. Wiktor zginął przeze mnie, przez to, że nie potrafiłam go obronić, przez to że musiałam władać tą durną mocą. Wiedziałam to aż nadto. Ale on powrócił i znów był przy mnie.
- Już raz go zabiłaś. Skąd wiesz, że znów tego nie zrobisz? – jego słowa sprawiły, że moje serce się zatrzymało, przez chwilę nawet pragnęłam oddać to coś, nie narażać Wiktora więcej. Jednak on nie chciałby tego. Wolałby zginąć po raz kolejny, żebym tylko się nie poddała. Musiałam walczyć dla niego, dla całego świata.
- Nie ja go zabiłam, lecz ty i prędzej zginę niż ci ulegnę – powiedziałam twardo.
- Uważaj czego sobie życzysz, bo niektóre marzenia się spełniają – warknął chłodno i zaczął się zmieniać.
     Z pleców wystrzeliły czarne, olbrzymie skrzydła podobne do nietoperzych, ale postrzępione na końcach i miejscami dziurowe. Paliły się one żywym ogniem, podobnie jak jego, rude wcześniej, włosy, a mimo to bił od niego paraliżujący chłód. Stał się większy, skóra zaczęła pokrywać się czarnymi łuskami, a z głowy wyrosły rogi. Po chwili nie miałam już przed sobą zwykłego faceta, ale bestię, jak gdyby hybrydę smoka i człowieka.
     Zamachał skrzydłami, a podmuch przez niego wytworzony, skierował się wprost ku mnie, sprawiając tym samym, że rzuciło mnie do tyłu. Uderzyłam o niewidzialną ścianę i upadłam na twarz.
     Nie wiem co się stało dalej, ale wydawało mi się, że zaczęłam spadać w jakąś dziurę. Zadziwiające było jednak to, że nie leciałam w dół, a w górę.  Niczym Alicja wpadająca do króliczej nory miałam wrażenie, że nie ma ona końca. Ale po chwili poczułam pod palcami stabilny grunt. A raczej jakby mnie ktoś o niego rzucił. Znowu.
     Kiedy otworzyłam lekko oczy, uderzyła mnie straszna jasność, przyprawiająca o zawroty głowy. Nie miałam pojęcia skąd ona pochodziła, przecież słońce nie świeci aż tak jasno. No i skąd ono by się wzięło w piekle?
     I wtedy ujrzałam najprawdziwszego Anioła. Nad jego głową roztaczała się jasna poświata, a zza pleców wydostawały się ogromne, przepiękne, śnieżno-białe skrzydła ze złotą obwódką. Każde piórko było idealnie takie samo, a zarazem inne i jedyne w swoim rodzaju. I choć ich nie dotykałam, czułam pod palcami tą lekkość, delikatność jakby zostały wykonane z babiego lata i porannej rosy. Jednak biła od nich również niesamowita siła, można było odnieść wrażenie, że są w stanie unieść ogromny ciężar tego świata. Całość biła odurzającym blaskiem, ciepłem, który przyjemnie łaskotał moją skórę. Nigdy nie wiedziałam czegoś równie wspanialszego.
     Jedyne, co mogło się z nimi równać to oczy Anioła. Zjawiskowe bursztynowe, prawie złote, tęczówki i źrenice czarne do granic możliwości, sprawiały, że jego spojrzenie wręcz hipnotyzowało, wglądało w najgłębsze zakamarki twojej duszy. Miało się ochotę zatonąć w nich i oddać bez reszty.
     A ja to robiłam teraz jak i codziennie, bo te najwspanialsze oczy Anioła były tymi samymi oczami mojego Wiktora. Wszędzie poznałabym to spojrzenie, wyrażające szczerą troskę i bezgraniczną miłość oraz setki innych uczuć, które każdego dnia przewijały się w nim, gdy byliśmy razem. Spojrzenie, dzięki któremu mogłam zapomnieć o wszystkich dręczących mnie problemach i oddać się chwili. Spojrzenie, które chciałam widywać każdego dnia, aż do samego końca świata.
     Ale mój Stróż był spięty, a na jego twarzy gościł grymas smutku i zmartwienia, nie chciałam żeby tak było. Anioły przecież nie powinny się smucić.
- Wiktor – szepnęłam i na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech zadowolenia, które sprawiało mi samo wypowiadanie tego imienia. Wciąż jednak musiałam mrużyć oczy, by nie oślepnąć od jego blasku.
     Jego twarz rozluźniła się nieco i zobaczyłam, że też się uśmiecha. Jasność zaczęła powoli znikać, a skrzydła złożyły się za plecami i rozpłynęły w powietrzu na tysiące malutkich diamencików, mieniących się w słońcu tysiącami kolorów. Po chwili nie miałam już przed sobą Anioła, ale mojego kochanego Wiktora.
- Jagoda – odetchnął z ulgą. Przytulił mnie z całej siły, odcinając dopływ tlenu.
     Wyglądało na to, że nie zamierza mnie więcej wypuścić ze swoich objęć, ale ja też nie protestowałam. Mogłam w nich zostać na zawsze. Jednak po chwili odsunął się, ale tylko na tyle by zobaczyć moją twarz, ramionami wciąż oplatał mnie jak kokonem. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował tak namiętnie i czule jak gdybyśmy nie widzieli się od stu lat. Tak bardzo mi tego brakowało, a przecież nie było mnie tylko... No właśnie ile?
- Cztery godziny. Zniknęłaś na cztery godziny – znów odpowiedział, na moje niewypowiedziane pytanie. Chyba uwielbiał to robić.
- Jak to cztery? Góra piętnaście minut – powiedziałam, niedowierzając. Przecież to było niemożliwe żebym spędziła tam tyle czasu. Cóż najwyraźniej tam nie można być pewnym niczego, nawet czasu. – Zaraz. Jak to zniknęłam?
- Siedziałaś tu, a za chwilę już cię nie było. Jakbyś rozpłynęła się w powietrzu – zamachał nerwowo rękami. – Wytłumaczysz mi gdzie byłaś? Masz pojęcie jak się martwiłem? Ja tu od zmysłów odchodziłem, nie wiedząc co się z tobą stało – przeszedł teraz w fazę oskarżeń. I co ja mam mu powiedzieć, że byłam w piekle? Ups.
- Gdzie byłaś?! – spanikował, jak to miał w zwyczaju, a ja zrobiłam minę niewiniątka. No bo przecież to nie była moja wina, prawda? – W piekle? Znowu?
- Tak jakby, ale ja tego nie chciałam. Ściągnęło mnie tam po porostu. Przecież sama bym się tam nie wybrała – podniosłam się z ziemi, ciut wyprowadzona w równowagi. No bo powiedzcie mi, kto normalny, z własnej woli chodzi sobie do piekła? Na pewno nie ja.
- Ściągnęło – prychnął i stanął przede mną. – No dobrze, ale Jagoda wcześniej byłaś tam tylko duchem, teraz zeszłaś także ciałem. Wiesz co się mogło stać? – powiedział wyraźnie zmartwiony.
- Aż nadto wiem – potarłam głowę, czując jak rośnie mi tam guz od tej niewidzialnej ściany.
- Co się tam wydarzyło?
- Nic szczególnego, rozmawiałam tylko sobie – wzruszyłam ramionami, starając się trzymać moje myśli na wodzy.
- Z? – spojrzał na mnie wymownie, ale nie trzeba było być jasnowidzem by zrozumieć. Tym bardziej, że nie byłam w stanie wytrzymać długo i przez moje myśli zaczęła przebiegać relacja z tego spotkania. Myślałam, że dostanie zawału, o ile Anioły mogą. Przez chwilę po prostu wpatrywał się we mnie bez słowa, po czym przytulił mnie mocno i zapytał. – Nic ci się nie stało?
- Teraz już nie – odpowiedziałam kiedy znalazłam się bezpieczna w jego ramionach.
     Ale kiedy już nic mi nie groziło, przynajmniej chwilowo, zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam, a co jeśli naprawdę nie uda mi się zapanować nad tą mocą i skrzywdzę Wiktora? Rodziców? Nawet Dragona i całą ludzkość? Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Moje wywody przerwał Wiktor, który uniósł mój podbródek bym spojrzała mu w oczy, a gdy to zrobiłam powiedział:
- Postąpiłaś słusznie – pogładził mnie po policzku i pocałował, a ja wiedziałam, że ma rację.

8 komentarzy:

  1. Pięknie, pięknie :D Nieźle Ci wyszedł ten diabeł ^^ Teraz już mi się nie wykręcisz od złych charakterów.. xD
    No, ale co to za zakończenie.. teraz już w ogóle nie wiem czego się spodziewać dalej..
    Nie waż mi się tykać Wiktora.. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykręcę, zobaczysz xD Zakończenie jak zakończenie, całkiem normalne. Ja sama nie wiem co dalej, trochę się wkopałam xD
      A co do Wiktora.. zastanowię się xD

      Usuń
  2. Widzę, że rozkręcasz się coraz bardziej. Najpierw piekło, potem niebo. W krótkim czasie Jagoda odwiedziła naprawdę odległe od siebie miejsca, ale tak szczerze powiedziawszy ja od razu wybrałabym to drugie, pomijając odwiedziny na dole. Jakoś mnie tam nie ciągnie, a "cudowny" diabełek nawet nie zachęca do wizyty. Co innego spotkanie z anielskim Wiktorem. To było po prostu piękne i zwyczajnie rozpłynęłam się w tamtym momencie, chcąc znaleźć się na miejscu bohaterki. Taki chłopak to skarb, choć trudno byłoby mi znieść to jego czytanie w moich myślach. Dziewczyna powinna się zastanowić, jak zacząć się choć odrobinę przed tym bronic, kiedy już odkryje dobrze swoje moce. W końcu jeśli je pozna i będzie umiała nad nimi zapanować nie powinno być dla niej trudnością obronienie się przed kochanym podsłuchiwaczem. Jakieś tajemnice powinno się zostawiać czasem tylko dla siebie, a tak ona jest otwartą księgą, ale nasz cudowny chłopak wielką zagadką. No może nie tak wielką, jak w pierwszej części, ale zawsze:)
    Dobra, ale ładnie ci odbiegam od tematu. Wracając do rozdziału, bo tak szczerze powiedziawszy to na nim powinnam się skupić. Według mnie jest genialny! Opisy wyszły ci po prostu świetnie i już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. No cóż lubię tą twoją dwójkę bohaterów i nie mogłabym temu zaprzeczyć. Zastanawia mnie tylko, co jeszcze może się wydarzyć? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla ciebie każdy rozdział jest genialny, dla mnie każdy to istna katastrofa. Choć przyznaje, że jestem dumna z opisu mojego kochanego Wiktorka ^^
      Cóż, Jagoda tez pewnie wolałaby sobie darować ten dół, no ale wyboru jakby nie miała. A co do nieba, to doświadczyła takiego swojego prywatnego tu na ziemi, minimalnie lepszego niż na co dzień, bo dla niej niebem jest każda chwila spędzona przy Wiktorku. A zanim trafi na górę, bedzie musiała jeszcze chwilę poczekać ;)
      Co do czytania w myślach. Jakoś nigdy nie myślałam, żeby ją na to uodpornić. I chyba wiem dlaczego, ale nie powiem :P

      Usuń
    2. Jak widać mamy zupełnie inne opinie na temat tej samej rzeczy:) Jednak to chyba nie jest źle, chociaż wolałabym, abyś umiała docenić swoje rozdziały.
      Poza tym naprawdę wydawało mi się, że Jagoda wylądowała w niebie, ale niebo na ziemi to też dobra rzecz:)
      Ale dlaczego nie powiesz? Dobrze byłoby wiedzieć, dlaczego Jagoda nie może mieć względnej prywatności... :D

      Usuń
  3. Piszesz świetnie, naprawdę. Masz cholerny talent, którego tylko pozazdrościć. Ładne, płynne zdania - jedno wychodzi z drugiego. Naprawdę niezwykłe... Nie marnuj talentu, bo kiedyś możesz pożałować.

    www.wiek-to-tylko-liczby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, widzę że bardo długo rozdział.Może kiedyś wpadnę poczytać od początku.Jeżeli mogłabyś wpaść na mojego bloga -> http://fourverlovevampire.blogspot.com/ i skomentować, a jeżeli ci się spodoba Ci się to dodać do obserwuj. Pozdrawiam ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie piszesz i po prostu zakochałam się w tym blogu !!! ;) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !! ;)

    OdpowiedzUsuń