16 października 2012

Rozdział 7



- I.. Długo tak będziemy tutaj siedzieć?  - zapytałam, gdy w naszym magicznym domku spędziliśmy ponad tydzień i zaczynało mi się już nudzić.
- Aż niebezpieczeństwo minie – odpowiedział zapalając kolejną świeczkę.
- Mimo wszystko, burzę wolałabym przeczekać we własnym domu, a nie w jakiejś drewnianej chacie, na dodatek otoczonej wianuszkiem drzew i to bez piorunochronu!  - panikowałam i mimowolnie krzyknęłam, gdy kolejny piorun przetoczył się po niebie, a ciszę przerwał gwałtowny grzmot, przypominający odgłosy z kamieniołomu.
    Od dłuższego czasu nie było prądu. To znaczy tego magicznego prądu. Właściwie to nie wiem, czemu, skoro to magia, ale wolę się w to nie mieszać. Siedzieliśmy w ciemnościach, rozświetlonych jedynie przez nikłe płomyki kilku świec.
- Hej, nie zapominaj, że przebywasz z aniołem – wypomniał mi.
- Hm.. Marne pocieszenie.
- No wiesz? – oburzył się.
   Zignorowałam go. Byłam zbyt zajęta chowaniem się pod kocem, co w sumie na nic się zdawało, bo i tak, co chwilę wystawiałam głowę, by spojrzeć w okno i ponownie się chowałam, gdy łańcuchy błyskawic rozświetlały niebo, a grzmoty zdawały się rozdzierać ziemię na pół. Więc co chwilę dostawałam mini zawału, którego również nabawiał się Wiktor, gdy ja się darłam. Armagedon normalnie.
- Wiesz, jak byłam mała podczas burzy mama zawsze mi powtarzała żebym się nie bała, bo to tylko aniołki urządzają sobie imprezę w niebie – zaczęłam naśladować jej głos.
- Hm, niezła teoria – udawał, że się zastanawia, pocierając brodę. – Ale nie to tylko wyładowania atmosferyczne.
- No coś ty – mruknęłam, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ale spójrz na to z innej strony. Spędzamy razem miło wieczór przy świecach.
- Chyba ty spędzasz go miło. Ja chowam się pod kocem – prychnęłam i teatralnie zarzuciłam go sobie na głowę.  Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie i aż pisnęłam podskakując.
- Ci.. To tylko ja – zaśmiał się Wiktor.
- To nie jest śmieszne – syknęłam.
- Zależy, dla kogo.
- Jeśli tylko się wyswobodzę, to oberwiesz – zaczęłam walczyć z owiniętym wokół mnie kocem.
- Jakaś ty dzisiaj bojowo nastawiona – odparł zdumiony i pomógł mi się wyplątać. Teoretycznie. Uwolnioną miałam tylko głowę, resztę ciała Wiktor owinął tak szczelnie, że poczułam się jak w kokonie. Do tego objął mnie ramionami i na złość mi obrócił w stronę okna, więc gdy tylko zobaczyłam kolejną błyskawicę, skuliłam się i zacisnęłam powieki, by po chwili ponownie je uchylić.
- Bo mam już tego wszystkiego serdecznie dosyć.
- Burzy?
- Nie tylko, ale i też tego całego ukrywania się.
- Tak jest bezpieczniej.
- I tak mnie kiedyś znajdą, nie poddadzą się przecież tak łatwo, bo nie mogą mnie znaleźć w jakiejś dziczy.
- I tak niczego nie wskórają – powiedział pewnie, twardym tonem.
- Skąd wiesz?
- Bo na to nie pozwolę.
- Masz jakiś plan? – spojrzałam na niego, a raczej próbowałam, bo moje ruchy były dość ograniczone.
- Może. Nie przejmuj się tym teraz. To nie twoja walka – dodał. Zdziwiłam się na te słowa, bo jak nie moja, to czyja? – Jeszcze nie – dodał po chwili. Chyba dodał, bo nie byłam pewna czy faktycznie to powiedział. Wydawało mi się, jakbym usłyszała to bardziej w swojej głowie i to, jako najcichszy szept. A może mi się tylko przesłyszało? 


***


- Wstawaj śpiąca królewno – usłyszałam z samego rana gdzieś z oddali.
   Była dopiero dziewiąta rano, więc oczywiście spałam sobie jeszcze w najlepsze, kiedy ktoś ośmielił się mnie budzić. Machnęłam ręką, jakbym odganiała natrętną muchę i przewróciłam się na drugi bok w celu dalszej drzemki.  
– Jogi – usłyszałam ponownie, tym razem tuż nad uchem.
    Mruknęłam coś pod nosem, co miało chyba zabrzmieć jak jeszcze pięć minut, mamo. Wtedy usłyszałam stłumiony rechot, a później coś jakby pluskanie wody. Hm.. Dziwne, skąd tu się wzięła woda? A może ja wciąż śnię? Nie, ten dźwięk jest zbyt wyraźny, jest zbyt blisko, jest.. Moje senne rozważania przerwała woda, ta prawdziwa i bardzo lodowata. W jednej sekundzie poczułam jak zostaje ze mnie zdarta kołdra, a po chwili cała byłam mokra. Momentalnie zerwałam się z łóżka. Wyglądałam jak zmokła kura, swoją drogą wiem już skąd wzięło się to powiedzenie. Spojrzałam na Wiktora z chęcią mordu w oczach, on tylko stał i zachodził się ze śmiechu, trzymając w dłoniach puste wiadro.
- Co ty wyprawiasz? – wydukałam zdezorientowana.
- Inaczej nie można się ciebie dobudzić – powiedział oddychając szybko i płytko. Oparł dłonie na kolanach, starając się nie przewrócić pomiędzy napadami śmiechu, które następowały za każdym razem gdy na mnie spojrzał. Aż oczy zaszły mu łzami.
- Twoim zdaniem to jest śmieszne? – spytałam, chodź wnioskując po moim wyglądzie, musiało takie być.
    Wiktor już miał odpowiedzieć, ale gdy tylko na mnie spojrzał, ponownie wybuchł salwą śmiechu. Z niewyraźnym mamrotaniem pod nosem, przysięgając mu zemstę, podreptałam do łazienki.
    Gdy z niej wyszłam, Wiktor stał przed drzwiami z kolejnym wiadrem pełnym wody. Siłą woli powstrzymywał się by nie roześmiać w głos.
- Odstaw to – wyciągnęłam rękę w ostrzegawczym geście, ale powoli sama zaczynałam się śmiać, choć nie powinno mi być do śmiechu.
- To zależy od twojej odpowiedzi – uśmiechnął się szelmowsko, a w oczach zabłysły mu ogniki szaleństwa. – Idziemy na trening – nie było to pytanie lecz stwierdzenie, ale słusznie przewidział moją reakcję.
     Odkąd znaleźliśmy się w tej chatce, nic nie robiliśmy tylko ćwiczyliśmy, ćwiczyliśmy i ćwiczyliśmy, a ja wciąż nie robiłam żadnych postępów. Miałam już tego po dziurki w nosie. Jęknęłam więc, wymownie tupiąc nogą, jak małe dziecko w sklepie, któremu mama nie chce kupić nowej zabawki. Wiktor z wielką satysfakcją zamachnął się wiadrem.
- Czekaj! – krzyknęłam, kilka kropel upadło na parkiet. - Nie możemy porobić czegoś innego? – spytałam uśmiechając się rozbrajająco.
- Zła odpowiedź – wyszczerzył zęby w uśmiechu i cała zawartość kubła, zaczęła lecieć w moja stronę.
   Instynktownie wyciągnęłam dłonie przed siebie, by zasłonić twarz i zamknęłam oczy. Jednak nic się nie stało, ale to dopiero uświadomił mi zdziwiony i usatysfakcjonowany głos Wiktora.
- Jogi – jakby się prosiłbym na niego spojrzała. Będąc święcie przekonana, że ma gdzieś w zanadrzu jeszcze jedno wiadro, nie miałam zamiaru mu ulec, ale jednak ciekawość co stało się z tą wcześniejszą wodą, wygrała.
    Odwróciłam wzrok i zobaczyłam coś, czego bym się na pewno nie spodziewała. Ogromna kula wody zawisła w powietrzu, kręcąc się wokół własnej osi i kpiąc sobie z grawitacji. Uświadomiłam też sobie, że wciąż wyciągam przed siebie ręce. Spojrzałam więc znad nich na Wiktora, nie chcąc wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
- Co się stało? I jak to cofnąć?
- Nie wiem.. po prostu spróbuj – wzruszył ramionami uśmiechając się.
    Instynktownie, zanim zdążył cokolwiek wyczytać z moich myśli, wykonałam niedbały ruch dłonią i kula wody wisząca wcześniej w powietrzu, zawróciła lub raczej została pchnięta w stronę Wiktora, rozpryskując się na nim na tysiące kropel sprawiając, że teraz to on wyglądał jak zmokła kura. Chcąc nie chcąc musiałam wybuchnąć śmiechem.
- I takie treningi to ja rozumiem.


***


- Odpręż się, zrelaksuj, zapomnij o całym świecie, wyobraź sobie że istniejesz tylko ty i twoja moc. Spróbuj się z nią zaprzyjaźnić – spojrzałam na niego jak na wariata. – I zamknij oczy - Westchnęłam głośno i zrobiłam to co kazał.
     Siedzieliśmy na łące w środku lasu, która była łudząco podobna do naszej, ale to pewnie kolejne magiczne sztuczki. Wiktor kazał mi medytować. Od razu przekonałam się, że to nie dla mnie. Nie potrafiłam się na niczym skupić, wyciszyć, najmniejszy szmer mnie rozpraszał. Tak jak teraz gdy usłyszałam bzyczenie koło ucha i automatycznie zaczęłam wymachiwać ręką by odgonić to co latało wokół mnie. Nie wiedziałam co, bo wciąż miałam zamknięte oczy i to pod groźbą codziennej pobudki o szóstej rano, kubłem zimnej wody. Wolałam nie ryzykować.
- Zignoruj ją.
- To nie takie proste, kiedy lata ci takie coś i denerwuje – mruknęłam.
- Na tym polega medytacja. Musisz nauczyć się ignorować wszelkie zewnętrzne bodźce, oczyścić swoje myśli.
- Czy to ignorowanie dotyczy także ciebie? – uśmiechnęłam się troszeczkę wrednie.
- Nie kombinuj – słyszałam jego głos z oddali, przytłumiony i niewyraźny mimo, że siedział parę kroków dalej.
    Westchnęłam cicho i po raz kolejny starałam się wyciszyć. Dopuszczałam do siebie jedynie szelest drzew, szmer rzeczki i śpiew ptaków. Co ja miałam zrobić z tą mocą? A tak. Wyobrazić sobie i zaprzyjaźnić. Też sobie wymyślił, prychnęłam w myślach. Już widziałam, jak Wiktor wywraca oczami i uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Nie myśl – upomniał mnie.
    Mruknęłam coś pod nosem i spróbowałam raz jeszcze. Chyba mi się udało, bo nie słyszałam już nic. Nawet muchy. W ciemnościach ujrzałam jakieś światełko o malinowej poświacie. Umarłam? Nie.. Gdybym umarła to byłoby białe. Zaraz, miałam wyobrazić sobie moją moc. Może to, to? No bo w końcu jak ono miałoby wyglądać. Nie wiem tylko czemu jest różowe, no ale niech tam będzie. Tylko jak mam się zaprzyjaźnić z jakimś światełkiem. Powiedzieć Hej, jestem Jagoda. Zostaniemy przyjaciółmi? To raczej tak nie działa.
     Kiedy podeszłam bliżej i bezwiednie wyciągnęłam dłoń, chcąc dotknąć tego czegoś, światełko jakby wyślizgnęło mi się z rąk, usłyszałam śmiech. Cudnie znowu się rozproszyłam i Wiktor się ze mnie nabija. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to nie jego śmiech. To było upiorny chichot. 
Ten sam, który słyszałam będąc w …
- Piekle – wyrwało mi się cicho.
- Witaj ponownie – chrapliwy głos odezwał się tuż za mną.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z najgorszą kreaturą. Diabłem.
___________________

Z dedykacją dla Loren. Wszystkiego najlepszego :*

5 komentarzy:

  1. Dziękuję bardzo :D Rozdział świetny! Jak zwykle fragmenty, że się uśmiałam, może nie tak jak z grzybiarzy xD ale też :D Co Ty znów kombinujesz? Diabeł? Robisz się okrutna :P Nie ładnie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Okrutna? I kto to mówi? xD Ale wiesz, uczę sie od najlepszych xD

      Usuń
  2. O matko, w końcu trafiłam na coś normalnego do czytania, gdzie nie ma zbyt wielu błędów. ;3
    No to tak. Zacznijmy od tego, czego nikt nie lubi. "Inaczej nie można się ciebie dobudzić" - to jest jedno z chyba trzech zdań, które wyglądają mi na błąd logiczny. ;3 Choć z drugiej strony mógł powiedzieć tak specjalnie... Nieważne.
    Fabuła rozdziału mi się nawet podobała. Z początku jest spokojnie, ale potem zaczyna narastać, no i na koniec mamy oczywiście urwany najciekawsze wątek. Dlatego czekam z niecierpliwością na rozdział następny. ;3
    [angelo-dallinferno.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dialogach staram się używać języka codziennego. Nie cierpię kiedy wszystko jest sztywne, zgodne z wszelkimi zasadami, zwłaszcza w rozmowach, bo nie wygląda to wtedy naturalnie. Dlatego czasami jest jak jest. A reguły są po to, by je łamać ;)

      Usuń
  3. Diabłem? Nie powiem rozkręca się ta historia coraz bardziej i przyznaje, że nie mogłam się powstrzymać przed uśmiechem, kiedy przeczytałam jak Jagodzie udało się oblać wiadrem wody Wiktora. Ładnie mu się odpłaciła i ja naprawdę ubóstwiam ich wspólne chwile. Są takie piękne, że mogłabym czytać o nich bez końca. Tak więc proszę o kolejny rozdział!
    Poza tym miło, że dziewczynie coraz lepiej udaje się panować nad swoją mocą, ale dlaczego nagle musi się to wiązać z wędrówką aż do piekła. Czyżby jej moc była z nim bezpośrednio związana i tylko poprzez pokonanie tych wyobrażeń mogła ją otrzymać? Tak wiem nagle zaczęłam wysnuwać, jakieś nieprawdopodobne wnioski, ale jestem ciekawa, no i zachwycona twoimi zdolnościami. Piszesz świetnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń