- I.. Długo tak będziemy tutaj siedzieć? - zapytałam, gdy w naszym magicznym domku
spędziliśmy ponad tydzień i zaczynało mi się już nudzić.
- Aż niebezpieczeństwo minie – odpowiedział zapalając
kolejną świeczkę.
- Mimo wszystko, burzę wolałabym przeczekać we własnym domu,
a nie w jakiejś drewnianej chacie, na dodatek otoczonej wianuszkiem drzew i to
bez piorunochronu! - panikowałam i
mimowolnie krzyknęłam, gdy kolejny piorun przetoczył się po niebie, a ciszę
przerwał gwałtowny grzmot, przypominający odgłosy z kamieniołomu.
Od dłuższego czasu
nie było prądu. To znaczy tego magicznego prądu. Właściwie to nie wiem, czemu,
skoro to magia, ale wolę się w to nie mieszać. Siedzieliśmy w ciemnościach,
rozświetlonych jedynie przez nikłe płomyki kilku świec.
- Hej, nie zapominaj, że przebywasz z aniołem – wypomniał
mi.
- Hm.. Marne pocieszenie.
- No wiesz? – oburzył się.
Zignorowałam go.
Byłam zbyt zajęta chowaniem się pod kocem, co w sumie na nic się zdawało, bo i tak,
co chwilę wystawiałam głowę, by spojrzeć w okno i ponownie się chowałam, gdy
łańcuchy błyskawic rozświetlały niebo, a grzmoty zdawały się rozdzierać ziemię
na pół. Więc co chwilę dostawałam mini zawału, którego również nabawiał się
Wiktor, gdy ja się darłam. Armagedon normalnie.
- Wiesz, jak byłam mała podczas burzy mama zawsze mi
powtarzała żebym się nie bała, bo to tylko aniołki urządzają sobie imprezę w
niebie – zaczęłam naśladować jej głos.
- Hm, niezła teoria – udawał, że się zastanawia, pocierając
brodę. – Ale nie to tylko wyładowania atmosferyczne.
- No coś ty – mruknęłam, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ale spójrz na to z innej strony. Spędzamy razem miło
wieczór przy świecach.
- Chyba ty spędzasz go miło. Ja chowam się pod kocem –
prychnęłam i teatralnie zarzuciłam go sobie na głowę. Nagle poczułam na sobie czyjeś dłonie i aż
pisnęłam podskakując.
- Ci.. To tylko ja – zaśmiał się Wiktor.
- To nie jest śmieszne – syknęłam.
- Zależy, dla kogo.
- Jeśli tylko się wyswobodzę, to oberwiesz – zaczęłam
walczyć z owiniętym wokół mnie kocem.
- Jakaś ty dzisiaj bojowo nastawiona – odparł zdumiony i
pomógł mi się wyplątać. Teoretycznie. Uwolnioną miałam tylko głowę, resztę
ciała Wiktor owinął tak szczelnie, że poczułam się jak w kokonie. Do tego objął
mnie ramionami i na złość mi obrócił w stronę okna, więc gdy tylko zobaczyłam
kolejną błyskawicę, skuliłam się i zacisnęłam powieki, by po chwili ponownie je
uchylić.
- Bo mam już tego wszystkiego serdecznie dosyć.
- Burzy?
- Nie tylko, ale i też tego całego ukrywania się.
- Tak jest bezpieczniej.
- I tak mnie kiedyś znajdą, nie poddadzą się przecież tak
łatwo, bo nie mogą mnie znaleźć w jakiejś dziczy.
- I tak niczego nie wskórają – powiedział pewnie, twardym
tonem.
- Skąd wiesz?
- Bo na to nie pozwolę.
- Masz jakiś plan? – spojrzałam na niego, a raczej
próbowałam, bo moje ruchy były dość ograniczone.
- Może. Nie przejmuj się tym teraz. To nie twoja walka –
dodał. Zdziwiłam się na te słowa, bo jak nie moja, to czyja? – Jeszcze nie –
dodał po chwili. Chyba dodał, bo nie byłam pewna czy faktycznie to powiedział.
Wydawało mi się, jakbym usłyszała to bardziej w swojej głowie i to, jako
najcichszy szept. A może mi się tylko przesłyszało?
***
- Wstawaj śpiąca królewno – usłyszałam z samego rana gdzieś z
oddali.
Była dopiero
dziewiąta rano, więc oczywiście spałam sobie jeszcze w najlepsze, kiedy ktoś
ośmielił się mnie budzić. Machnęłam ręką, jakbym odganiała natrętną muchę i
przewróciłam się na drugi bok w celu dalszej drzemki.
– Jogi – usłyszałam ponownie, tym razem tuż nad uchem.
Mruknęłam coś pod
nosem, co miało chyba zabrzmieć jak jeszcze pięć minut, mamo. Wtedy usłyszałam
stłumiony rechot, a później coś jakby pluskanie wody. Hm.. Dziwne, skąd tu się
wzięła woda? A może ja wciąż śnię? Nie, ten dźwięk jest zbyt wyraźny, jest zbyt
blisko, jest.. Moje senne rozważania przerwała woda, ta prawdziwa i bardzo
lodowata. W jednej sekundzie poczułam jak zostaje ze mnie zdarta kołdra, a po
chwili cała byłam mokra. Momentalnie zerwałam się z łóżka. Wyglądałam jak
zmokła kura, swoją drogą wiem już skąd wzięło się to powiedzenie. Spojrzałam na
Wiktora z chęcią mordu w oczach, on tylko stał i zachodził się ze śmiechu,
trzymając w dłoniach puste wiadro.
- Co ty wyprawiasz? – wydukałam zdezorientowana.
- Inaczej nie można się ciebie dobudzić – powiedział oddychając
szybko i płytko. Oparł dłonie na kolanach, starając się nie przewrócić pomiędzy
napadami śmiechu, które następowały za każdym razem gdy na mnie spojrzał. Aż
oczy zaszły mu łzami.
- Twoim zdaniem to jest śmieszne? – spytałam, chodź
wnioskując po moim wyglądzie, musiało takie być.
Wiktor już miał
odpowiedzieć, ale gdy tylko na mnie spojrzał, ponownie wybuchł salwą śmiechu. Z
niewyraźnym mamrotaniem pod nosem, przysięgając mu zemstę, podreptałam do
łazienki.
Gdy z niej wyszłam,
Wiktor stał przed drzwiami z kolejnym wiadrem pełnym wody. Siłą woli
powstrzymywał się by nie roześmiać w głos.
- Odstaw to – wyciągnęłam rękę w ostrzegawczym geście, ale
powoli sama zaczynałam się śmiać, choć nie powinno mi być do śmiechu.
- To zależy od twojej odpowiedzi – uśmiechnął się szelmowsko,
a w oczach zabłysły mu ogniki szaleństwa. – Idziemy na trening – nie było to
pytanie lecz stwierdzenie, ale słusznie przewidział moją reakcję.
Odkąd znaleźliśmy
się w tej chatce, nic nie robiliśmy tylko ćwiczyliśmy, ćwiczyliśmy i
ćwiczyliśmy, a ja wciąż nie robiłam żadnych postępów. Miałam już tego po dziurki
w nosie. Jęknęłam więc, wymownie tupiąc nogą, jak małe dziecko w sklepie,
któremu mama nie chce kupić nowej zabawki. Wiktor z wielką satysfakcją
zamachnął się wiadrem.
- Czekaj! – krzyknęłam, kilka kropel upadło na parkiet. - Nie
możemy porobić czegoś innego? – spytałam uśmiechając się rozbrajająco.
- Zła odpowiedź – wyszczerzył zęby w uśmiechu i cała
zawartość kubła, zaczęła lecieć w moja stronę.
Instynktownie wyciągnęłam
dłonie przed siebie, by zasłonić twarz i zamknęłam oczy. Jednak nic się nie
stało, ale to dopiero uświadomił mi zdziwiony i usatysfakcjonowany głos
Wiktora.
- Jogi – jakby się prosiłbym na niego spojrzała. Będąc
święcie przekonana, że ma gdzieś w zanadrzu jeszcze jedno wiadro, nie miałam
zamiaru mu ulec, ale jednak ciekawość co stało się z tą wcześniejszą wodą,
wygrała.
Odwróciłam wzrok i
zobaczyłam coś, czego bym się na pewno nie spodziewała. Ogromna kula wody
zawisła w powietrzu, kręcąc się wokół własnej osi i kpiąc sobie z grawitacji.
Uświadomiłam też sobie, że wciąż wyciągam przed siebie ręce. Spojrzałam więc
znad nich na Wiktora, nie chcąc wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
- Co się stało? I jak to cofnąć?
- Nie wiem.. po prostu spróbuj – wzruszył ramionami
uśmiechając się.
Instynktownie,
zanim zdążył cokolwiek wyczytać z moich myśli, wykonałam niedbały ruch dłonią i
kula wody wisząca wcześniej w powietrzu, zawróciła lub raczej została pchnięta w
stronę Wiktora, rozpryskując się na nim na tysiące kropel sprawiając, że teraz
to on wyglądał jak zmokła kura. Chcąc nie chcąc musiałam wybuchnąć śmiechem.
- I takie treningi to ja rozumiem.
***
- Odpręż się, zrelaksuj, zapomnij o całym świecie, wyobraź
sobie że istniejesz tylko ty i twoja moc. Spróbuj się z nią zaprzyjaźnić –
spojrzałam na niego jak na wariata. – I zamknij oczy - Westchnęłam głośno i
zrobiłam to co kazał.
Siedzieliśmy na łące w środku lasu, która była
łudząco podobna do naszej, ale to pewnie kolejne magiczne sztuczki. Wiktor
kazał mi medytować. Od razu przekonałam się, że to nie dla mnie. Nie potrafiłam
się na niczym skupić, wyciszyć, najmniejszy szmer mnie rozpraszał. Tak jak
teraz gdy usłyszałam bzyczenie koło ucha i automatycznie zaczęłam wymachiwać ręką
by odgonić to co latało wokół mnie. Nie wiedziałam co, bo wciąż miałam zamknięte
oczy i to pod groźbą codziennej pobudki o szóstej rano, kubłem zimnej wody.
Wolałam nie ryzykować.
- Zignoruj ją.
- To nie takie proste, kiedy lata ci takie coś i denerwuje –
mruknęłam.
- Na tym polega medytacja. Musisz nauczyć się ignorować
wszelkie zewnętrzne bodźce, oczyścić swoje myśli.
- Czy to ignorowanie dotyczy także ciebie? – uśmiechnęłam się
troszeczkę wrednie.
- Nie kombinuj – słyszałam jego głos z oddali, przytłumiony
i niewyraźny mimo, że siedział parę kroków dalej.
Westchnęłam cicho
i po raz kolejny starałam się wyciszyć. Dopuszczałam do siebie jedynie szelest
drzew, szmer rzeczki i śpiew ptaków. Co ja miałam zrobić z
tą mocą? A tak. Wyobrazić sobie i zaprzyjaźnić. Też sobie wymyślił, prychnęłam
w myślach. Już widziałam, jak Wiktor wywraca oczami i uśmiechnęłam się sama do
siebie.
- Nie myśl – upomniał mnie.
Mruknęłam coś pod
nosem i spróbowałam raz jeszcze. Chyba mi się udało, bo nie słyszałam już nic.
Nawet muchy. W ciemnościach ujrzałam jakieś światełko o malinowej poświacie.
Umarłam? Nie.. Gdybym umarła to byłoby białe. Zaraz, miałam wyobrazić sobie
moją moc. Może to, to? No bo w końcu jak ono miałoby wyglądać. Nie wiem tylko czemu
jest różowe, no ale niech tam będzie. Tylko jak mam się zaprzyjaźnić z jakimś
światełkiem. Powiedzieć Hej, jestem Jagoda. Zostaniemy przyjaciółmi? To raczej
tak nie działa.
Kiedy podeszłam
bliżej i bezwiednie wyciągnęłam dłoń, chcąc dotknąć tego czegoś,
światełko jakby wyślizgnęło mi się z rąk, usłyszałam śmiech. Cudnie znowu się
rozproszyłam i Wiktor się ze mnie nabija. Dopiero po chwili zorientowałam się,
że to nie jego śmiech. To było upiorny chichot.
Ten sam, który słyszałam będąc w …
Ten sam, który słyszałam będąc w …
- Piekle – wyrwało mi się cicho.
- Witaj ponownie – chrapliwy głos odezwał się tuż za mną.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z najgorszą
kreaturą. Diabłem.
___________________
Z dedykacją dla Loren. Wszystkiego najlepszego :*
___________________
Z dedykacją dla Loren. Wszystkiego najlepszego :*
Dziękuję bardzo :D Rozdział świetny! Jak zwykle fragmenty, że się uśmiałam, może nie tak jak z grzybiarzy xD ale też :D Co Ty znów kombinujesz? Diabeł? Robisz się okrutna :P Nie ładnie :*
OdpowiedzUsuńJa? Okrutna? I kto to mówi? xD Ale wiesz, uczę sie od najlepszych xD
UsuńO matko, w końcu trafiłam na coś normalnego do czytania, gdzie nie ma zbyt wielu błędów. ;3
OdpowiedzUsuńNo to tak. Zacznijmy od tego, czego nikt nie lubi. "Inaczej nie można się ciebie dobudzić" - to jest jedno z chyba trzech zdań, które wyglądają mi na błąd logiczny. ;3 Choć z drugiej strony mógł powiedzieć tak specjalnie... Nieważne.
Fabuła rozdziału mi się nawet podobała. Z początku jest spokojnie, ale potem zaczyna narastać, no i na koniec mamy oczywiście urwany najciekawsze wątek. Dlatego czekam z niecierpliwością na rozdział następny. ;3
[angelo-dallinferno.blogspot.com]
W dialogach staram się używać języka codziennego. Nie cierpię kiedy wszystko jest sztywne, zgodne z wszelkimi zasadami, zwłaszcza w rozmowach, bo nie wygląda to wtedy naturalnie. Dlatego czasami jest jak jest. A reguły są po to, by je łamać ;)
UsuńDiabłem? Nie powiem rozkręca się ta historia coraz bardziej i przyznaje, że nie mogłam się powstrzymać przed uśmiechem, kiedy przeczytałam jak Jagodzie udało się oblać wiadrem wody Wiktora. Ładnie mu się odpłaciła i ja naprawdę ubóstwiam ich wspólne chwile. Są takie piękne, że mogłabym czytać o nich bez końca. Tak więc proszę o kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńPoza tym miło, że dziewczynie coraz lepiej udaje się panować nad swoją mocą, ale dlaczego nagle musi się to wiązać z wędrówką aż do piekła. Czyżby jej moc była z nim bezpośrednio związana i tylko poprzez pokonanie tych wyobrażeń mogła ją otrzymać? Tak wiem nagle zaczęłam wysnuwać, jakieś nieprawdopodobne wnioski, ale jestem ciekawa, no i zachwycona twoimi zdolnościami. Piszesz świetnie. Pozdrawiam:)