13 września 2012

Rozdział 5

     Następne kilka dni minęło, teoretycznie w spokoju. Żadnych zamachów na moje życie wprawdzie nie było, ale za to miałam nieodpartą pokusę, uduszenia Wiktora. Nie odstępował mnie na krok nawet, gdy siedziałam cały dzień w domu, co się ostatnio często zdarzało, zważając na to, że stałam się zagrożonym gatunkiem. Chyba zaraz zwariuję.
    Aż dziwne, że pozwolił widywać mi się Alką. Oczywiście w moim domu, pod jego pilnym nadzorem. No dobrze, może troszeczkę przesadzam. Szkoda, że nie mogę jej o niczym powiedzieć. Ona jedna by mnie zrozumiała. Bo rodzice to by prędzej zawału dostali. Dragon by mnie wyśmiał. A Alka… Cóż, najpierw także by mnie wyśmiała, później sprawdziła czy nie mam gorączki, w między czasie znalazłaby najbliższy szpital psychiatryczny, ale w końcu uwierzyłaby w to wszystko, w co ja sama do końca jeszcze nie wierzę.
     Wiktor, w międzyczasie, próbuje podszkolić mnie we władaniu mocą. Nawet raz dał się pociąć, żeby sprawdzić czy znów uda mi się uleczyć ranę. Po tym doświadczeniu kategorycznie zabroniłam takich ćwiczeń.

    Kiedy starałam się coś zdziałać celowo, nic się nie działo. Kompletnie nic. Za to raz niechcący podpaliłam zasłonę tylko, dlatego, że pomyślałam, iż w pokoju jest tak gorąco, że nie zdziwię się, jeśli zaraz stanie w płomieniach. No i stanął. Zgłupieć można.
    Zresztą ja już chyba dawno to zrobiłam. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że władam jakąś pradawną mocą, opornie, bo opornie, ale jednak i do tego mam powstrzymać zgraję upadłych aniołów, przed zabiciem mnie i opanowaniem całego świata. Tak, to chyba jedyne wytłumaczenie. Zwariowałam.
     Jednak dzisiejszy dzień mnie dobija. Muszę siedzieć w domu pomimo swoich urodzin. A przecież nie, co dzień kończy się 21 lat. To niesprawiedliwe.
     Zbyt zajęta narysowaniem, chociaż trochę realistycznego lub przynajmniej czegoś podobnego do tortu, aż podskoczyłam, gdy Wiktor wszedł do pokoju. Ręce trzymał za sobą jakby coś chował. Zaraz do niego doskoczyłam, próbując dojrzeć, co tam ma. W końcu uwielbiam prezenty, ale nie lubię długo na nie czekać.
- Czego tam szukasz? – spytał, utrudniając moje starania.
- Mojego prezentu.
- Prezentu? – wydawał się być zaskoczony, ale już się nauczyłam, że jest świetnym aktorem. Tak łatwo mnie nie zwiedzie.
- No w końcu mam dziś urodziny.
- Serio? Hm.. Zapomniałem – wzruszył ramionami.
- Wiktor! – pacnęłam go.
- Mówiłem ci już, że uwielbiam, kiedy się złościsz? – cmoknął mnie w usta i podstawił pod nos malutkie pudełeczko.
- Wiedziałam – uśmiechnęłam się triumfalnie odbierając swoją zdobycz. – A spróbowałbyś zapomnieć o moich urodzinach - zagroziłam.
- Gdzieżbym śmiał. Jeszcze byś mnie później podrapała, albo i nawet ugryzła – zrobił przerażoną minę, po czym uśmiechnął się szelmowsko i objął mnie w pasie.  – Otwórz.
Podekscytowana uchyliłam wieczko pudełeczka i trochę się zdziwiłam widząc w nim..
- Klucz? – spojrzałam na Wiktora oczekując wyjaśnień.
- Tak, klucz. Będzie ci potrzebny dzisiaj wieczorem.
- Wieczorem? Wychodzimy gdzieś? – spytałam z nadzieją, ale wiedziałam, że pewnie i tak nic z tego.
- Owszem.
- Żartujesz? – spojrzałam na niego sceptycznie. W końcu od czasu pamiętnego kina, nigdzie nie wychodziliśmy.
- W końcu dzisiaj jest ważny dzień - wzruszył ramionami. – No i pomyślałem, że już chyba masz dość siedzenia w zamknięciu.
- Ciekawe skąd ci to przyszło do głowy?
- Wiesz, ten sarkazm mogłaś już sobie darować – wypomniał mi i rozejrzał się po pokoju.
     Wszędzie, dosłownie, piętrzyły się stosy kartek. Z nudów i braku jakiejkolwiek lepszej roboty postanowiłam zająć się pisarstwem i malarstwem. Hm.. marnie mi to szło. Ale musiałam po prostu zająć czymś ręce.  
     Zadziwiająco często, motywem moich dzieł była ciemność i piekło. Dobrze, że Wiktor tego nie widział, dostałoby mi się za pesymizm. Ale z jednego rysunku byłam bardzo dumna, choć z drugiej strony, napawał mnie on śmiertelnym przerażeniem.
     Chuda, blada, koścista dłoń z długimi palcami… Przepraszam, szponami, nie palcami, szponami. Zaciskająca się mocno na ramieniu dziewczyny o tak czarnych włosach, ze praktycznie zlewały się one z otaczającą ją ciemnościami.
     Nie wiedziałam, co dokładnie jest tak straszne. To, że było to tak realne jak tamtej nocy, czy to, że może się powtórzyć. A może jedno i drugie?
- Więc jak? – powtórzył pytanie.
- Ty się jeszcze pytasz? Jasne, że chcę – rzuciłam się mu na szyję.
- Mam pewien pomysł – zauważyłam błysk w jego oku.

***

- Ty chyba ze mnie kpisz – powiedziałam, gdy wieczorem stanęliśmy pod drzwiami klubu seniora.
- Widzisz? Dzisiaj wieczór Bingo! – wykrzyknął ucieszony, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.
- Nie patrz tak na mnie. Chodź – złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
     Ku mojemu zdziwieniu, nie weszliśmy jednak drzwiami frontowymi, a tylnymi. Krótkim korytarzykiem weszliśmy do kuchni. Wszyscy krzyczeli tam do siebie i co chwilę słychać było tylko stukot naczyń. Wiktor przywitał się z kilkoma osobami i poprowadził mnie przez kolejne drzwi, za którymi były liczne schody. Przez chwilę pięliśmy się ku górze, mijając kolejne piętra. W końcu znaleźliśmy się na dachu.
     Na środku stał odświętnie nakryty stół dla dwojga osób, a na nim zapalone świece po środku i piękne czerwone róże w wysokim flakonie obok. Oprócz tego wszędzie leżały płatki kwiatów i setki świeczek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i niebo przybrało piękne barwy, niemal wszystkich kolorów tęczy.
     Wszystko wyglądało tak pięknie, że aż oniemiałam z zachwytu. Wiktor poprowadził mnie do stołu, odsunął dla mnie krzesło i sam usiadł po przeciwnej stronie. Wtedy przez drzwi wszedł młody chłopak, ubrany jak kelner, z tacą w ręku. Położył przed nami coś, co bardzo pięknie pachniało, nalał szampana. Szampana! Wiktor podziękował, gdyż ja wciąż nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.
- Mogłeś uprzedzić, ubrałabym się jakoś lepiej – wydukałam, gdy znów zostaliśmy sami. W końcu miałam na sobie tylko rurki, ulubiony, lekko powyciągany t-shirt i skórzaną kurtkę. Roześmiałam się jednak po chwili, zdając sobie sprawę jak głupio to brzmi.
- I tak wyglądasz pięknie – uśmiechnął się.
- Ale po co to wszystko?
- Chciałem dla odmiany zrobić dla ciebie coś miłego.
- Jakbyś ciągle tego nie robił - uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
    Zjedliśmy kolację przy świecach, pod rozgwieżdżonym niebem. I znów scena niczym z filmu. Kiedy skończyliśmy przyszedł nasz kelner i zabrał talerze. Uśmiechnęli się z Wiktorem porozumiewawczo.
- Skąd się znacie?
- Pomagam tu czasami – wzruszył ramionami jak gdyby to nie było nic wielkiego, a przecież było.
- I nigdy nic nie powiedziałeś?
- Wtedy nie byłoby niespodzianki.
- Ty coś kombinujesz – powiedziałam oskarżycielsko.
- No wiesz – udał obrażonego. – To ja szykuję dla ciebie romantyczną kolację, a ty mnie jeszcze o coś posądzasz.
- Przepraszam. Masz rację. Po prostu to wszystko jest tak wspaniałe, że aż nierealne – spojrzałam na niego przepraszająco.
- Taki był zamiar – uśmiechnął się szelmowsko.
- Ale i tak mam wrażenie, że coś kombinujesz.
- Czy ja kiedykolwiek coś takiego zrobiłem?
- Ee.. tak.
- No dobra, a teraz na serio – zaczął grzebać po kieszeniach. – No gdzie to jest? – mruczał pod nosem. – O mam – spojrzałam na niego podejrzliwie. Podsunął mi małą, drewnianą skrzyneczkę. – Otwórz.
     Wygrzebałam ze swojej kieszeni kluczyk, który mi wcześniej podarował i wsunęłam go do dziurki. Zamek łatwo ustąpił i już po chwili uchylałam wieczko, by przekonać się, że w środku jest kolejne pudełko, małe i z czarnego aksamitu. Równie dobrze mógłby mi podarować matrioszkę. Spojrzałam na Wiktora, na twarzy miał wypisane podekscytowanie i gestem ponaglał mnie bym zajrzała do środka. Wyciągnęłam je i otworzyłam. Wewnątrz znajdował się piękny pierścionek wykonany w starym stylu. Duży czerwony kamień był opleciony jakby winoroślą wykonaną z antycznego złota. Całość robiła niesamowite wrażenie.
- Wiktor...
- Zaczekaj, pozwól mi – spojrzałam na niego, a on wstał i przyklęknął tuż przede mną ujmując moją dłoń.
- Jagoda – zaczął oficjalnie, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi – wiesz, że cię kocham. Moja miłość do ciebie jest tak ogromna, że nie można wyrazić jej zwykłymi słowami. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Chcę zasypiać i budzić się przy tobie przez resztę moich dni. Pragnę być z tobą aż do końca i muszę wiedzieć, czy i ty tego chcesz. Dlatego pytam, czy jesteś w stanie obdarzyć mnie, choć jedną setną miłości, jaką ja darzę ciebie i zechcesz za mnie wyjść?
    Wpatrywałam się w niego tępo, a z wrażenia o mało nie zemdlałam.  Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa więc w odpowiedzi po prostu go pocałowałam.
- Czyli, że się zgadzasz? – upewnił się z uśmiechem.
- Oczywiście, że tak – rzuciłam mu się na szyję.
Właśnie spełniało się moje największe marzenie, byłam tak ogromnie szczęśliwa. Wiktor wyjął pierścionek z pudełeczka, wsunął mi go na palec i pocałował mnie.
- Przepiękny.. – jak każda dziewczyna rozpływałam się nad nim.
- Dostałem w spadku – powiedział tajemniczo.
- Jakim cudem w spadku? – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jedna starsza pani, którą się tu opiekowałem, podarowała mi go za nim zmarła.
- Oh.. Przysięgam, że będę na niego uważać – uśmiechnęłam się.
- Ty lepiej uważaj na siebie – pouczył mnie. – Kocham cię, pamiętasz?
- Ja ciebie bardziej.
- Jasne – uśmiechnął się pobłażliwie i pocałował mnie.

***

     Kiedy w końcu zeszliśmy na dół była już noc, a ja, najszczęśliwsza osoba na ziemi, wciąż podziwiłam pierścionek, który w świetle księżyca robił piorunujące wrażenie, jak wszystko dookoła, gdy patrzyło się przez okulary ze szczęścia.  Wiktor już kierował się w stronę samochodu, kiedy go zatrzymałam. Spojrzałam w stronę pięknego, rozległego ogrodu, który tak cudnie mienił się w księżycowym blasku.
- Chodźmy się przejść – poprosiłam ładnie.
- No, nie wiem – spojrzał podejrzliwie w jego stron.
- Tylko na chwilkę.
- Parę minut – zastrzegł, a ja ucałowałam go z uśmiechem.
Spacerowaliśmy alejkami chłonąc piękno nocy, kiedy Wiktor zatrzymał się nagle i zbladł.
- Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł – mruknął, a to mogło oznaczać tylko jedno.
     Artur wyszedł z cienia, który rzucały drzewa i oparł się nonszalancko i drzewo. W dłoni trzymał ten sam sztylet. Po chwili pokazała się reszta zgrai.
- Ostatnio coś nam przerwało – zaczął, spoglądając na mnie lekko zirytowany. – Przyszliśmy dokończyć.
- Powtarzam po raz kolejny. Po moim trupie – warknął Wiktor.
- Skoro tak ci spieszno – wzruszył ramionami.
    Na jakiś jego znak, który znów przegapiłam, jego banda doskoczyła do nas, odciągając od siebie i unieruchamiając. No, a przynajmniej mnie, bo z Wiktorem, nawet w ciele człowieka nie szło im już tak łatwo i sprawnie.
- Uważajcie na nią. Szef chce ją żywą – Artur zwrócił uwagę grupce otaczającej mnie, a sam skierował się w stronę Wiktora.
   Co z tego, że wiedziałam o tej całej mocy, skoro nie potrafiłam jej nawet wykorzystać, czy choćby zapanować nad nią. Nie mniej, jednak próbowałam. Pierwsze co przyszło mi na myśl? Ogień. W końcu już raz coś podpaliłam, czemu by nie spróbować teraz. Jeśli odetniesz wężowi głowę, podda się i korpus. Tak więc i postanowiłam uczynić.
    Próbowałam wyobrazić sobie Artura w płomieniach. Tak usilnie skupiłam się na tym obrazie, że aż rozbolała mnie głowa, ale wciąż nic się nie działo. Po chwili jednak spod pół przymkniętych powiek zobaczyłam światło. Radość była przedwczesna. Owszem udało mi się podpalić, ale nie Artura a krzak obok niego.
- Pudło – uśmiechnął się do mnie łobuzersko.  – Może to cię trochę zmotywuje – bawiąc się sztyletem, podszedł do Wiktora.
    Próbowałam się wyrwać i jeszcze usilniej skupiłam się na swojej wizji. Działaj do cholery, pomyślałam wściekła i zrozpaczona zarazem. W tym samym momencie, w którym sztylet przebił się przez klatka piersiową Wiktora, z mojego gardła wydobył się przerażający wrzask. Dosłownie. Dźwięk był tak wysoki, że aż ranił i niczym krzyk Banshee zwiastował śmierć.
    Wszyscy natychmiast zaczęli zakrywać uszy, ale i to na niewiele im się zdawało. Nawet Artur zgiął się w pół pod naciskiem bólu, więc kiedy ręce trzymające mnie, puściły, pobiegłam jak najszybciej do Wiktora i wtedy znów stało się coś dziwnego. Gdy tylko dobiegłam do miejsca, w którym leżał bezwładnie, jednak wciąż przytomny, nad nami wytworzyła się mlecznobiała poświata. Coś jakby bariera, która zatrzymywała każdego kto próbował się przez nią przedrzeć, zamieniając go w popiół.
    Zarejestrowałam kątem oka, że Artur, który już zdążył się pozbierać, widząc co dzieje się z jego ludźmi, próbującymi się do nas przedrzeć, najwidoczniej skapitulował, wiedząc, że już nic nie wskóra, znikł przeklinając pod nosem, a razem z nim reszta szajki.
    W ogrodzie zostałam już tylko ja, Wiktor i bariera, która zamiast zniknąć rozrastała się coraz to bardziej, jakby było jej mało zniszczeń i chciała pochłonąć jeszcze więcej. Płyty chodnikowe, z których wykonane były alejki zamieniły się proch, rośliny tak samo, a biała ściana zbliżała się coraz to bardziej do budynku, z którym zaraz miało stać się to samo. Jednak nie to teraz było dla mnie najważniejsze, a Wiktor spoczywający na moich kolanach.
     Nie wiedziałam co robić. W filmach w takich sytuacjach krzyczą nie zamykaj oczu, lub mów do mnie. Ale to nie był film, to było normalne, prawdziwe życie, które teraz zbyt odbiegało od normy.
     W akcie desperacji, chwyciłam za sztylet chcąc go wyciągnąć, a następnie uzdrowić jego ranę, jak kiedyś.
- Nie – złapał mnie za rękę.
- Uda mi się.. zobaczysz.. – tymi słowami próbowałam przekonać bardziej siebie niż jego. W oczach pojawiły mi się łzy.
- Musisz cofnąć barierę – oczywiście. Nawet kiedy sam umierał, na pierwszym miejscu stawiał dobro innych.
- Muszę uratować ciebie – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Później.
- Ale ja nie potrafię – nie wiedziałam skąd ona się w ogóle wzięła, a co dopiero jak ją cofnąć.
- Potrafisz, tylko sama jeszcze o tym nie wiesz – głos zaczął mu słabnąć, a oczy powoli się zamykały.
    On był coraz bliżej granicy śmierci, a bariera, budynku pełnego starszych panów i pań grających sobie w bingo, nieświadomych tego co tu się działo i co zaraz mogło się stać, jeśli tego nie powstrzymam. Nie było mowy, bym zdążyła uratować wszystkich, musiałam wybierać.
    Cała ta bitwa myśli nie trwała nawet pięciu sekund. W końcu miłość do Wiktora wygrała, a wtedy boleśnie sobie uświadomiłam, że już za późno. Spóźniłam się. Jego serce właśnie przestało bić.
- Nie.. nie.. nie.. – szepnęłam zrozpaczona, zdezorientowana i wściekła jednocześnie. Wyciągnęłam pospiesznie sztylet, rzucając go tuż obok siebie. Zupełnie nie wiedząc co zrobić, położyłam jedną dłoń na jego sercu, a drugą gładziłam policzek. – Proszę wróć do mnie.
    Delikatnie złączyłam nasze usta w ostatnim pocałunku i wtedy bariera znikła. Budynek został ocalony, staruszkowie również, w przeciwieństwie do Wiktora. Nie mogłam wrócić mu życia. Nie mogłam sprawić by znów stanął obok mnie zdrów i pełen życia. Opuścił mnie. Tym razem już na zawsze.

9 komentarzy:

  1. Wiktor! Oł noł... Jak mogłaś, mam nadzieję że go przywrócisz w jakieś postaci xD On jest prawie tak fajny jak Paciorek xD
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Żartujesz, prawda? Ale nie, ja nie potrafię w to uwierzyć i już... Ale że Wiktor? Żartujesz, prawda?! Wiem, wiem muszę się uspokoić, ale normalnie trudno mi tego dokonać, po tym, co dopiero przeczytałam... Jak mogłaś go uśmiercić? Czy to naprawdę koniec tego chłopaka? Nie, ja nie potrafię tego zaakceptować. Może z mojej strony jest to naiwne, ale... i to akurat tuż po tak romantycznym wieczorze, tuż po tak szczęśliwych chwilach i oświadczynach! Zdecydowanie nie zgadzam się na to! Jednak co ja mogę oprócz wyżalania ci się w komentarzu? Przyznaję, że mnie tym zaskoczyłaś, przyznaje, że rozdział był cudowny, ale końcówka to maskara i nie zmienię zdania. Wciąż jednak będę czekać na więcej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Głęboki wdech, oddychaj powoli xD
    Cały rozdział był masakryczny, znacznie lepiej wychodzi mi pisanie romansów niż chwil grozy xD No, ale cóż. Też mi szkoda Wiktorka, ale uznałam, że takie zakończenie rozdziału będzie jednak znacznie lepsze. Na samych happy endach też nie można ciągle jechać. Mam nadzieję, ze nikt mnie za to nie ukatrupi ^^. Ale pamiętaj, że mówiłam ci iż w tym opowiadaniu, jest jeszcze trochę zwrotów akcji. Niekoniecznie tyczących Wiktora, ale zawsze. Jeszcze będziesz chciała mnie zadźgać nie raz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja na samych happy endach nie można jechać, ale żeby tak od razu skazywać na śmierć jedną z głównych postaci? No i nie ma się co martwic, nie ukatrupię cię za to, a jedynie uduszę(oczywiście żartuje). Poza tym cieszę się, że będzie jeszcze trochę zwrotów akcji, bo zdecydowanie nadadzą one tempa temu opowiadaniu, jednak ja mam nadzieję, że jakoś uda mi się je przetrwać bez wzmożonych uderzeń mojego serca. Tak, ale nadzieja matką głupich, co nie?

      Usuń
    2. Nadzieję trzeba mieć zawsze ;)W tym opowiadaniu się przydaje. A ta niespodziewana śmierć, nadała opowiadaniu trochę hm.. charakteru? Po za tym musiałam czymś odwrócić uwagę, od fatalnie napisanego rozdziału xD Chyba się udało. Cieszę się, ze mnie jeszcze nie ukatrupisz, chociaż spodziewam się, że jeszcze będziesz miała na to ochotę ^^

      Usuń
    3. Odwrócić uwagę od fatalnie napisanego rozdziału? Dobra masz rację - właśnie nabrałam ochoty, by cię ukatrupić. Nie waż się tego powtarzać, bo nie ręczę za siebie! Mnie się podobało i proszę, byś nie podważała moich słów uznania:)

      Usuń
    4. No dobrze, skoro masz mnie za to ukatrupić, nie będę podważać twoich słów, ale ja i tak swoje wiem. Nie mniej, cieszę się, że ci się podobało :)

      Usuń
  4. To było takie... Nie wiem sama. Brakuje mi słów. Z jednej strony było wspaniałe i romantyczne, a z drugiej - czytałam z zapartym tchem i zrobiło mi się żal dziewczyny.
    I właśnie dlatego muszę Ci pogratulować. Mało kto potrafi wywołać u mnie swoim opowiadaniem takie emocje. Chcę śledzić przebieg wydarzeń. Dlatego uprzejmie proszę o informowanie mnie!
    [aneglo-dallinferno.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział hymm.. . świetny,
    końcówka rewelacyjna tylko troche straszna;D

    OdpowiedzUsuń