05 września 2012

Rozdział 3

     Ciągle śniły mi się koszmary. Znów znajdowałam się w dziwnej krainie, wypełnionej ciemnością, tak ciemną, że nie można było zupełnie nic dostrzec. Co jakiś czas, rozjaśniał ją nikły płomień. Wszędzie słychać było tylko jęki, wrzaski i coś jakby kajdany uderzające o siebie. Ale to wszystko było tak odległe, że aż nieprawdziwe. Od czasu do czasu powietrze, które było tak gęste, duszące i przepełnione siarką, że można by je kroić, przeszywał szatański i upiorny śmiech.
     Najgorsze jednak było to, że było się zupełnie samym. Zostawionym na pastwę swoich myśli, które w takim otoczeniu przybierały przeróżne formy. Najczęściej jednak myślało się o swoich bliskich. A przynajmniej, ja cały czas o nich myślałam. O nich, o tych wszystkich latach samotności i udręk, zanim spotkałam Wiktora.
     Cóż, najwidoczniej piekłu wcale nie potrzebne były najróżniejsze tortury. Wystarczył czas, samotność i te wszystkie błędy życiowe i zmarnowane szanse.
     Naprawdę jestem w piekle, pomyślałam. Wciąż miałam wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch i z każdym moim oddechem jest coraz bliżej, aż nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Kościste palce wbijały się boleśnie w skórę, raniąc ją. Nie potrafiłam ocenić, czy ręka była tak lodowata, że aż parzyła, czy tak gorąca, że aż lodowata. Sparaliżował mnie strach, co było nieco irracjonalne, bo w końcu to był tylko sen, jednak powoli zaczynałam w to wątpić. Poczułam oddech tuż koło ucha .
- Witamy w piekle - wychrypiał głos, a mnie przeszyło obrzydzenie i paniczny lęk.
     Dłoń zsunęła się z ramienia w stronę prawej łopatki. Wydawało mi się, że nakreślił na niej jakiś znak, gdy nagle rozpromieniała ona potwornym bólem, gorszym od wszystkich mi znanych. Po chwili ręka zniknęła, okowy lęku puściły i opadłam na kolana przygnieciona torturą. Zacisnęłam mocno powieki i zagryzłam zęby powstrzymując się od krzyku, jednak katusze rozrywające moje ciało na drobne kawałeczki, nie można było zatrzymać i w końcu z gardła siłą wydarł mi się krzyk, przepełniony wszystkimi skrajnymi emocjami, jakie w sobie znalazłam.
      Kiedy otworzyłam oczy uświadomiłam sobie, że znajduję się we własnym domu, we własnym pokoju i we własnym łóżku, na którym klęczałam. Cała zlana byłam potem i miałam trudności ze złapaniem oddechu. Zegar wskazywał trzecią trzydzieści trzy w nocy.
     Przesunęłam niepewnie dłonią po łopatce w miejscu gdzie była ręka, ale gdy tylko go dotknęłam moje ciało przeszyła kolejna fala bólu. Zabrałam dłoń i ustąpił. Co tu się dzieje, pomyślałam.
     Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki by spryskać twarz zimną wodą. Czułam się jakbym nie piła od miesięcy, a cała woda wyparowała z mojego organizmu, pozostawiając tylko suchą skórę. Przystawiłam usta do kranu i łapczywie pochłaniałam orzeźwiającą ciecz. Napój bogów, normalnie. Spojrzałam w lustro, wyglądałam koszmarnie.
     Z przeczuciem, że później będę tego żałować, odwróciłam się plecami do lustra i odsłoniłam plecy. Ramię miałam zaczerwienione, od kościstego uścisku. Spojrzałam na łopatkę i dopiero teraz przypomniałam sobie o bliźnie w tamtym miejscu.
     W dzieciństwie podczas jednej z zabaw, w prawdę czy wyzwanie, dostałam rozkaz by przejść przez płot. Niby proste, niestety cały był z drutu kolczastego. Jeszcze dobrze się do tego nie zabrałam i poczułam, jak coś boleśnie wdziera mi się w skórę. Druty wydarły wystarczająco głęboką ranę, by pozostawić bliznę w kształcie potrójnej linii.
     W słabym świetle żarówki, wydawało mi się, że linie poruszają się, falują. Z tego wszystkiego zaczęłam mieć już zwidy, no pięknie. Ścisnęłam nos u nasady, czując zbliżający się i nieunikniony ból głowy. Spryskałam więc twarz raz jeszcze i wróciłam do  pokoju. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam tępo w sufit, czekając aż sen mnie zmorzy, choć nie chciałam wracać znów do tej krainy.
     Jednak Morfeusz uznał, że jak na jedną noc snu już mi wystarczy. Przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zegar pokazywał minuty, które mijały nie ubłaganie bez końca. Widząc, że i tak już nie mam szansy zasnąć, podeszłam do okna i usiadłam na parapecie.
     Zauważyłam, że w pokoju Wiktora pali się światło. Mieszkał po przeciwnej stronie ulicy, więc pomimo zaciągniętych zasłon, mogłam zobaczyć zarys jego sylwetki. Najwidoczniej też nie mógł spać. Spojrzałam na zegar, było po czwartej. Noc powoli ustępowała miejsca dniu.
     Wpatrywałam się w okno Wiktora, aż światło w jego pokoju zgasło. Przeciągnęłam się, mięśnie miałam całe zesztywniałe. Na polu było jasno, a zegar wskazywał siódmą. Jakim cudem? Jeszcze przed chwilą było ciemno, nie możliwe by trzy godziny minęły tak szybko. Przecież nawet nie zmrużyłam oka, zauważyłabym. Eh.. Zaczyna mi odbijać, wiedziałam że to się kiedyś tak skończy.
     Zwlokłam się powoli na dół. Tata już krzątał się po kuchni, szykując się do pracy.
- Hej tato - przywitałam się słabo, a on podniósł na mnie wzrok i jakby trochę zbladł.
- Wyglądasz koszmarnie córuś - powiedział oskarżycielsko.
     To aż tak było widać? Zresztą, nie moja wina.
- Nie spałam najlepiej - wzruszyłam ramionami i podeszłam do ekspresu.
     Tak właśnie tego teraz potrzebowałam. Mocnej, czarnej kawy.
- Późno wróciłaś? - zaskoczona odwróciłam się w jego stronę.
- Mamo, dlaczego jesteś w ciele taty?
- Ha ha, śmieszne.
     W odpowiedzi posłałam mu półuśmiech.  Później tata wyszedł do pracy, a ja zostałam w kuchni sama z kubkiem kawy w ręce. Do czasu aż usłyszałam dzwonek. Spojrzałam na zegar wiszący na żółto-białej ścianie. W pół do ósmej. O takiej godzinie, mogła to być tylko jedna osoba. Dziwne, że jeszcze nie dorobił się własnego klucza. Z udręczoną miną i pustym kubkiem, podreptałam otworzyć drzwi.Wiktor również zdawał się być zaskoczony moim wyglądem, a jeszcze bardziej tym, że nie byłam w łóżku.
- Koszmarnie wyglądasz - oznajmił wpraszając się do środka.
- Już to dzisiaj słyszałam - poszłam zrobić sobie drugą kawę. - Chcesz? - zapytałam. Przytaknął tylko kiwnięciem głowy.
- Dzięki. Miałaś koszmary? - spytał jak zwykle domyślnie.
- Mhmm.. - mruknęłam podając mu kubek.
- Jaka szkoda, że nie śpisz. Miałem taki genialny plan obudzenia cię.
- Właśnie widzę - spojrzałam wymownie na butelkę, z pewnością lodowatej wody, którą trzymał w dłoni. Uśmiechnął się szatańsko chowając ją za plecami.
- A twoja wymówka? - spytałam siadając przy blacie.
- Wymówka? - powtórzył nie rozumiejąc.
- Ja nie spałam przez koszmary, a ty?
- Obserwowałaś mnie? - zmrużył oskarżycielsko oczy.
- Ja tylko patrzyłam przez okno - wzruszyłam ramionami. - Więc?
- Też nie mogłem spać - odpowiedział upijając łyk kawy. Skapitulowałam, wiedziałam, że i tak nic więcej mi nie powie.
- Aha. No a co tu robisz o tej godzinie?
- Chciałem zrobić ci niespodziankę.
- W to nie wątpię - ziewnęłam szeroko. - Niedobór snu, zdecydowanie działa na moją niekorzyść.
- I tak wyglądasz pięknie.
- Przed chwilą mówiłeś, że koszmarnie. Zdecyduj się - wypomniałam mu.
- Oj, czepiasz się - nachylił się na blatem i pocałował mnie.
- Idźcie z tym do pokoju - usłyszeliśmy głos Dragona.
     Przechyliłam głowę i zobaczyłam go. O mało nie spadłam z krzesła. Czy mi się wydaję czy on.. Nie to niemożliwe. Ale on naprawdę ma na sobie garnitur. Nie wiedziałam nawet, że on posiada takie rzeczy w swojej szafie.
- Cześć Krzysiek - Wiktor przywitał się z nim również wyraźnie zbity z tropu.
- Co ty masz na sobie? - wykrztusiłam w końcu.
- Ubranie, chyba widać, nie? - pokazał mi język.
- I co ty tu robisz o tej godzinie?
- Mógłbym cię spytać o to samo - powiedział zabierając mi kawę.
- Hej. Zrób sobie własną - mruknęłam wyrywając mu ją z powrotem.
- Po co, skoro mogę wziąć twoją - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Wiktor powiedz mi czy ty widzisz to co ja?
- Zdaję mi się, że tak - spojrzał na mnie i uśmiechnął się niedowierzająco.
- Nigdy nie widzieliście mnie w garniturze?
- Nie - odpowiedzieliśmy chórem.
- Mam rozmowę o pracę - powiedział w końcu z głową w lodówce, wzruszając ramionami jakby to nie było nic wielkiego. A że to był Dragon, było to wielkie.
     O mało nie zakrztusiłam się kawą i wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie lekko urażony.
- Koszmarnie wyglądasz, wiesz? - wypomniał mi, jęknęłam. Zadziwiające, że wszyscy używali tego samego słowa. Zmówili się, czy co?
- Tak, tak, wiem. Ale teraz mówimy o tobie.
- Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś? - zainteresował się Wiktor.
- Żeby nie zapeszać - wzruszył ramionami. - Więc, jeśli mi się nie uda, będzie na was - powiedział złowieszczo celując w nas palcem.
- Krzysiek to świetnie - ucieszyłam się. - Rodzice wiedzą?
- Nie, to miała być niespodzianka - powariowali z tymi niespodziankami. - Dobra spadam, bo się spóźnię. Cześć.
- Powodzenia - krzyknęliśmy za nim oboje.
     Po chwili usłyszeliśmy odgłos odpalanego silnika. Spojrzałam zszokowana, ale oczywiście pozytywnie, na Wiktora.
- Nie do wiary.
- Powinnaś bardziej wierzyć w brata - wypomniał mi.
- Właściwie to chodziło mi o ten garnitur. - zaśmiałam się.


***

- Co ci się śniło? - zapytał nagle Wiktor.
- Jakieś bzdety - powiedziałam wymijająco i mimowolnie wzdrygnęłam się, przypominając sobie kościstą dłoń.
- A konkretniej?
- Już nie pamiętam - skłamałam. Doskonale wiedziałam, że nigdy tego nie zapomnę. - A czemu się tak dopytujesz?
- Tak po prostu - wzruszył ramionami.
 Siedzieliśmy na naszej łące. Błękitne niebo nie było skażone, ani jedną chmurką. Czułam na sobie promienie słońca, które grzały przyjemnie moją skórę. Z każdej strony otaczały nas drzewa. Ciepły wiatr szalał pomiędzy nimi, bawiąc się wesoło z liśćmi i roznosząc piękne śpiewy ptaków, schowanych gdzieś pomiędzy gałęźmi. W powietrzu unosił się odurzający zapach kwiatów, na które można się było natknąć na każdym kroku. Ich różnorodność i barwy, napawały zachwytem oczy. Mogłabym przesiadywać tu godzinami, miesiącami, a nawet latami. Uwielbiałam to miejsce. Wiązało się z nim tyle pięknych wspomnień i było tu tak spokojnie. Jakby zupełnie nie z tego świata. Kawałek raju i umiejscowiony w świecie pełnym pośpiechu i chaosu. Poetka się ze mnie robi.
- O czym myślisz?
- O tym miejscu - westchnęłam.
- Wiesz, muszę ci o czymś powiedzieć - zaczął niepewnie.
- Słucham - bawiłam się źdźbłami trawy, spoglądając na niego spod ukosa.
- Jest taka sprawa.. No, bo.. Kocham cię, wiesz?
- Wiem, też cię kocham - pocałowałam go.
     Wprawdzie nie potrafiłam tak umiejętnie jak on odczytywać uczuć, ale widziałam, że był spięty, że chciał powiedzieć coś zupełnie innego, jednak rozmyślił się.
- Co cię trapi? - spytałam.
- Nic. Po prostu martwię się o ciebie.
- Dlaczego?
- Przez to co się wczoraj stało i do tego nie mogłaś spać - spojrzał na mnie tym swoim zmartwionym wzrokiem.
- Daj spokój, po prostu zakręciło mi się w głowie. Nie ma się czym martwić - uśmiechnęłam się.
- A koszmary?
- A bo to pierwszy raz nie mogłam spać? - spojrzał na mnie sceptycznie. - No dobra pierwszy - poddałam się. - Ale to nic wielkiego.
- Jesteś pewna?
- Jasne. Nie masz się czym martwić - pocałowałam go, by ukryć to, że sama pewnie martwię się bardziej niż on.


***

- Wiesz co w tobie lubię? To, że nie każesz mi chodzić na łzawe romansidła.
     Zaśmialiśmy się. Wracaliśmy właśnie z kina. Film akcji jest o wiele lepsze od romansu. Byliśmy już na parkingu, kiedy nagle wszystkie lampy zgasły. Jedynym źródłem światła, był w tej chwili księżyc. Zarejestrowałam, że na całym parkingu stało tylko jedno auto, nasze. Trochę to dziwne. Wiktor przyciągnął mnie bliżej siebie i przyśpieszył kroku.
     Od samochodu dzieliło nas zaledwie parę metrów, kiedy nagle z cienia wyszedł mężczyzna, a za nim kolejny. Odwróciłam głowę i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy otoczeni przez grupkę bardzo ponurych osób. Świetnie, tylko tego brakowało, pomyślałam.
- Proszę, proszę. A wam dokąd tak śpieszno? - zapytał ten pierwszy, najwidoczniej szef całej bandy. Był wysoki, postawny o niebezpiecznych, jadowicie niebieskich oczach. Spojrzałam na niego i zauważyłam, ze uśmiecha się wesoło. - Wiktor, kopę lat.
- Artur, zejdź mi z drogi - spojrzałam zaskoczona na Wiktora. Co tu się działo?
- To wy się znacie? - spytałam niepewnie.
- Niestety - mruknął przez zaciśnięte zęby.
- No wiesz? - Artur wyglądał na oburzonego. - Byliśmy najlepszymi kumplami. Nie pamiętasz?
- Starałem się zapomnieć - Wiktor był wyraźnie spięty.
- Nie rozpamiętujmy dawnych czasów - machnął lekceważąco dłonią.
      Stałam tak obserwując ich dwójkę, nic nie rozumiejąc i niepewnie spoglądając na pozostałych. Nie wydawali się przyjaźnie nastawieni. W odróżnieniu od swojego.. Przywódcy? Artur nie przestawał się uśmiechać, a Wiktor wciąż był spięty.
- Czego chcesz? - spytał groźnie. Właśnie, dobre pytanie, tylko dlaczego tyle w nim wściekłości, skoro się znają.
- Doskonale wiesz - podszedł bliżej i Wiktor wysunął się trochę bardziej, zasłaniając mnie przed nim własnym ciałem.
- Słodkie - mruknął.
- Wiktor, o co tu chodzi? - nie wytrzymam dłużej w niepewności, w końcu ja też mam chyba prawo wiedzieć, nie?
- Nie powiedziałeś jej? - mój ukochany napiął się jeszcze bardziej i zacisnął usta w wąską linię. Zdziwiony wzrok Artura padał to na mnie, to na niego. Po chwili wybuchł śmiechem. - Naprawdę jej nie powiedziałeś - wydawał się szczerze rozbawiony faktem mojej niewiedzy, na chyba istotny temat.
      Napięcie wiszące w powietrzu zaczęło mnie irytować. Ciągle spięty Wiktor, starał się za wszelką cenę trzymać mnie z dala od rozbawionego Artura. Tylko dlaczego? I po co była ta cała reszta osiłków?
- O czym mi nie powiedziałeś? - jego bursztynowe oczy zwróciły się ku mnie i mimo, że twarz miał bez wyrazu, jego wzrok wyrażał więcej emocji, niż mógłby wyrazić słowami.
     Widząc, że nie bardzo rwie się do wyjaśnień, Artur postanowił przejąć pałeczkę.
- Twój.. Ukochany - to słowo zdawało się dawać mu jakąś dziwną satysfakcję - zapomniał poinformować cię o pewnym bardzo ważnym wydarzeniu, które niedługo będzie miało miejsce, a w którym ty musisz odegrać główną i bardzo ważną rolę - otaksował mnie wzrokiem. - Ja przed tak piękną kobietą nie potrafiłbym niczego ukryć - uśmiechnął się szelmowsko. Ścisnęłam Wiktora mocniej za rękę, bo wydawało mi się, że jeśli tego nie zrobię, zaraz rzuci się Arturowi do gardła. - Pytałaś o co tu chodzi. Odpowiedź jest bardzo prosta kotku - nachylił się tak, że jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej i szepnął. - O ciebie.
- Po moim trupie - Wiktor wyrwał się do przodu odgradzając nas od siebie.
- Hm.. Da się załatwić - powiedział obojętnie.
     Nagle wszyscy pozostali ruszyli na nas, najwidoczniej na jakiś znak, który przegapiłam. Artur zachowując się tak jakby to wszystko go nie dotyczyło, a wręcz bawiło, spokojnym ruchem wyjął z kieszeni kurtki sztylet z pięknie zdobioną rękojeścią. Sztylet, doprawdy kto jeszcze tego używa?! Jego świta napadła na nas, odciągając od siebie i unieruchamiając.
- Artur, przestań! Nie musisz tego robić! - wrzasnął Wiktor próbując się wyrwać.
      Trzy osoby musiały go trzymać, gdzie u mnie wystarczyła tylko jedna. Byłam aż tak słaba, czy oni tacy silni?
- Nie muszę, ale chcę - wzruszył ramionami, bawiąc się ostrzem. Podszedł do Wiktora, a mnie sparaliżował strach. Nie potrafiłam się ruszyć, a z mojego gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk. - I pomyśleć, że dla chwili słabości porzuciłeś anielską powłokę - spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż poczułam obrzydzenie. - Chociaż przyznaję jest po co.
- Miłość to nie słabość - odpowiedział stanowczo. - To ty odrzuciłeś skrzydła, dla chwili żądzy. To jest prawdziwa słabość.
- Jasne, jasne. Ale teraz to ty jesteś człowiekiem, równie kruchym i bezbronnym - podszedł do mnie i w jego oczach pojawiły się ogniki rozbawienia. - Wybacz, że będziesz musiała na to patrzeć, ale tak jest lepiej - przejechał palcem po moim policzku. Próbowałam się wyrwać, ale ręce trzymające mnie, zacisnęły się tylko mocniej.
- Nie dotykaj jej - warknął Wiktor i Artur wrócił do niego.
- Żegnaj przyjacielu - uśmiechnął się szatańsko i zamachnął dłonią za sztyletem.
- Nie! - wrzasnęłam i zacisnęłam powieki, nie mogąc na to patrzeć.
      Jednak cisza, która nagle zapanowała sprawiła, że otworzyłam oczy i poczułam się jakby czas stanął w miejscu. Bo chyba faktycznie stanął. Wszyscy dookoła stali nieruchomo, wszyscy oprócz mnie i jak się po chwili zorientowałam, Wiktora. Oddychałam szybko i płytko, a serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, więc dopiero po chwili zrozumiałam, że Wiktor zdążył się wyswobodzić, nie mam pojęcia jak, ale mniejsza z tym, i teraz próbował pomóc mi, co było dla niego dosyć proste.
- Co się stało? - spytałam, choć nie byłam pewna, czy głos w ogóle wydobył mi się z gardła.
- Później, na razie musimy stąd uciekać - powiedział stanowczo. Objął mnie w pasie i szybko poprowadził do auta.
     Odpalił silnik, gdy ja wciąż próbowałam złapać oddech. Wiktor manewrował autem szybko i sprawnie. Po paru minutach spędzonych w napięciu i ciszy zatrzymaliśmy się pod moim domem. Wszędzie było ciemno, w żadnym z okien nie paliło się światło. Zapomniałam, że rodzinka miała być dzisiaj poza domem, świętując nową pracę Dragona, za co byłam teraz niezmiernie wdzięczna. Sami mieliśmy do nich dołączyć, ale nasze plany chyba właśnie uległy zmianie.
     Przez chwilę siedzieliśmy w bez ruchu, wpatrując się w widok z szybą. W końcu nie wytrzymałam i zażądałam wręcz odpowiedzi.
- Co to do cholery było?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz