- Aaaaa!!
Mój wrzask przyprawił chyba wszystkich w domu o zawał. No, ale co moja wina? Ta radość po prostu tak rozpiera mnie od środka, że w końcu musiała się wydobyć. Jakbym ją dusiła w sobie dłużej, mogłoby się zrobić niebezpiecznie.
Od kilku dni, koczowałam przy skrzynce na listy. W końcu ściskałam w dłoniach oczekiwany list i pochłaniałam, z rosnącym podekscytowaniem, każdą kolejną linijkę tekstu, nie dowierzając w to, co czytam. Przyjęli mnie, przyjęli! Uniwersytet Jagielloński stoi przede mną otworem. W końcu wyrwę się stąd i zacznę prawdziwe życie, jako studentka psychologii. Tak! Moje marzenia się spełniają.
- Jagoda – mama wypadła z kuchni, w fartuchu całym wytarzanym w mące. – Co się stało, czemu tak wrzeszczysz?
Z tej radości zapomniałam zupełnie jak się mówi, pokazałam więc, tylko jej list. Podrygiwałam nerwowo, gdy ta brała ode mnie kawałek papieru, z jak mi się wtedy wydawało, z szybkością żółwia. Zerknęła najpierw na nadawcę.
- Czy to..
- Tak! – nie dokończyła, bo wdarłam się jej w słowo. – Przyjęli mnie, przyjęli, przyjęli!
- Gratulację, słonko – uściskała mnie mocno.
Po chwili dołączył do nas tatuś wraz z Krzyśkiem. Byłam tak szczęśliwa, że nawet uszczypliwe docinki Dragona nie były wstanie popsuć mi humoru.
- Co jest? Zombie atakują czy co? – strzelił uśmiech od ucha do ucha.
- Nawet jeśli, to ty nie musisz się niczego obawiać - odparłam ze stoickim spokojem i złowiłam jego jadowite spojrzenie.
- Twoja siostra została właśnie, oficjalnie przyjęta na studia – mama pochwaliła mnie dumnie.
- Doprawdy? Gratulację – tata zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, odcinając dopływ tlenu.
- Dzięki tatku – wydyszałam, gdy mnie wypuścił.
- Ona na studia? Dobre sobie – Dragon wybuchnął salwą śmiechu. – Co ty właściwie masz zamiar studiować? – wbił we mnie palec wskazujący.
- Psychologię – odpowiedziałam spokojnym tonem, odtrącając jego rękę. – Mówiłam ci o tym, już z tysiąc razy.
- A tak będziesz pracować z wariatami – postukał mnie wymownie w czoło.
- Obiecuję, że będziesz moim pierwszym pacjentem – uśmiechnęłam się.
- A to niby, dlaczego? – Zmrużył niebezpiecznie oczy.
Spojrzałam na jego koszulkę z Batmanem i ciut przykrótkie spodnie. Postanowiłam przemilczeć fakt, że ma dwadzieścia cztery lata i umysł sześciolatka.
- Nieważne - westchnęłam wymownie.
- Gorzej niż dzieci – tata zaśmiał się pocierając, przyprószoną już trochę siwizną, skroń.
- Rekwiruję twój pokój – Dragon odskoczył, zanim zdążyłam pacnąć go po głowie.
- A po kiego ci mój pokój?
- Lepiej, żebyś nie wiedziała – wyszczerzył zęby i zwiał do swojego bunkra.
- Dajcie mi do niego cierpliwości – westchnęłam, a rodzice zaśmiali się. – Ale chyba nie pozwolicie mu na to? – Spojrzałam na nich. Tatuś położył mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, on nie dostanie twojego pokoju. Ja go zabieram – kolejny wyszczerzył się w uśmiechu i umknął z mojego pola widzenia, póki jeszcze mógł.
Spojrzałam na mamę z niedowierzaniem, ta tylko kręciła rozbawiona głową. Przynajmniej ona nie czyhała na mój pokój. Chyba.
***
Po południu umówiłam się z Wiktorem na naszej łące. Chwyciłam, więc list i delikatnie wcisnęłam go do kieszeni szortów. Wypadłam z domu sprintem, bo i tak już byłam spóźniona.
Ale idąc przez polną, malowniczą dróżkę, grzechem byłoby nie zwolnić i nie po rozkoszować się pełnią lata. Maki i chabry zdobiły złociste zboża, a w powietrzu rozchodziła się delikatna woń innych kwiatów. Słońce ogrzewało moje plecy, a ciepły wiatr rozwiewał kruczo-czarne włosy. Motyle goniły się nawzajem pomiędzy soczyście zielonymi źdźbłami traw. Wypadłam uśmiechnięta na polankę, ale uśmiech zaraz znikł, gdy nigdzie nie zobaczyłam Wiktora.
- Spóźniłaś się – usłyszałam za sobą i aż krzyknęłam przestraszona.
Odwróciłam się i zobaczyłam Wiktora, opierającego się o drzewo, z szelmowskim uśmiechem.
- Zawału dostanę kiedyś przez ciebie - wbiłam oskarżycielsko palec w jego pierś.
- Było się nie spóźniać.
- Było mnie nie straszyć – pokazałam mu język i wyszłam na polankę.
Wiktor podszedł mnie od tyłu i złapał w pasie, unosząc lekko. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on wykorzystał to i pocałował mnie. Wyjrzał mi przez ramię. Jego dłoń ześliznęła się powoli z biodra w stronę kieszeni. Chwycił kopertę i wyciągnął ją, po czym zwiał zanim go złapałam.
- Hej! Oddawaj – zaczęłam go gonić.
- Z przyjemnością informujemy.. Mmmm… Przyjęta… Mmm… Ulala .. No, gratulację.
Chciałam go podejść od tyłu i wyrwać mu kartkę, ale on w tym samym momencie odwrócił się, więc wpadłam mu prosto w ramiona, zupełnie jakby miał szósty zmysł i dokładnie wiedział, co chcę zrobić.
- To miała być niespodzianka – powiedziałam z wyrzutem i miną godną rozkapryszonego dziecka.
- No i jest, moja ty pani psycholog – wymruczał, całując delikatnie moją szyję i wspinając się powoli do góry, aż dotarł do ust, w które wpił się łapczywie.
Po chwili opadliśmy oboje na trawę, wsłuchani w swoje przyśpieszone oddechy. Leżeliśmy obok siebie. Ja skubałam źdźbła trawy a on bawił się moim włosami.
Wiele zmieniło się przez te trzy lata. Liceum było niezapomnianym przeżyciem, zwłaszcza jak się ma kogoś takiego jak Wiktor u boku. Matura zaliczona na szóstkę z plusem, prawo jazdy w kieszeni, wspaniały chłopak u boku, no i oczywiście brak ciągłego potykania się o własne nogi. Moje marzenia same się spełniały. Tyle mu zawdzięczałam, mojemu Aniołowi. A teraz jeszcze wymarzone studia.
- Jedź ze mną.
- Gdzie?
- Gdzie – prychnęłam. - Do Krakowa.
- Po co? – droczył się ze mną, jak zwykle doprowadzając mnie tym do szału.
- Nie skomentuję tego – jęknęłam chowając twarz w trawie, która przyjemnie łaskotała.
Nagle poczułam, jak przesuwa czymś po moich odsłoniętych plecach, aż dostałam łaskotek i długo nie byłam w stanie tak wytrzymać Poderwałam się ze ziemi z łzami w oczach.
- Przestań – wydukałam pomiędzy atakami śmiechu.
Otarłam słonawe krople, które zebrały się w kącikach moich czarnych oczu i zauważyłam, że Wiktor chowa coś za plecami.
- Co tam masz? – zapytałam ciekawie, zaglądając mu przez ramię, a przynajmniej próbując.
- Jak mnie złapiesz, to zobaczysz – uśmiechnął się szelmowsko.
Wstał i zaczął wymachiwać mi, tym czymś przed nosem zachęcając bym też wstała. Zadarłam głowę do góry by mu się przyjrzeć, mrużąc jednocześnie oczy przed słońcem.
- To nie fair.
- Takie jest życia, kochana – zaśmiał się i cofnął zanim zdążyłam go złapać.
- Ty… - zmrużyłam groźnie oczy i ze śmiechem rzuciłam się w pogoń za nim.
Chwilę mi zajęło zanim go złapałam, chociaż nie, właściwie to go nie złapałam. Sprytny był, gdy tylko zbliżyłam się do niego na wyciągnięcie ręki, wykonywał jakiś manewr i zaraz znów dzieliły mnie od niego metry. Wyczerpana usiadłam z powrotem na trawie.
- Poddaję się – wysapałam, próbując złapać oddech. - Czy ty nigdy się nie męczysz?
Wiktor zaśmiał się tylko dźwięcznie i podszedł do mnie wręczając mi jakąś kopertę. Przyjrzałam mu się podejrzliwie, szukając jakiegoś podstępu, ale się nie dopatrzyłam. Wzięłam więc kopertę i wyciągnęłam jej zawartość. Od razu uderzyło mnie podobieństwo do listu, który dostałam dziś rano.
- To.. To jest… - wydukałam, ale nie dokończyłam, bo Wiktor zrobił to za mnie.
- Tak, to list z UJ – uśmiechnął się.
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! – napadłam na niego.
- No przecież ci mówię – bronił się.
- Nie o tym mówię. Ja ci od miesięcy paplam, że złożyłam papiery na UJ, a ty się nawet słowem nie odzywasz!
- To miała być niespodzianka – wyznał bez żadnej skruchy.
Niespodzianka, niespodzianka. A moją to rozwalił, zanim w ogóle zaczęłam temat. Miałam ochotę mu coś zrobić, ale gdy tyko popatrzyłam przez dłuższą chwile w jego bursztynowe oczy, od razu mi przeszło.
- Trzeba przyznać, że ci wyszła – mruknęłam, ale zaraz ze szczerym uśmiechem dodałam. – Gratuluję.
W nagrodę dostał ode mnie gorącego całusa. Odgarnął mi włosy z twarzy i uśmiechnął się przepięknie.
- Wychodzi na to, że jednak pojadę z tobą do tego Krakowa.
fajnie napisany rozdział;)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że bedzie cały czas tak ciekawie...